Fragment pamiętnika Jerzego Raszki z Simoradza
O nocnych wizytyrkach
Wizytyrka odbywała się zwyczajnie po jakiejś stypie, najczęściej po muzyce. Koło 10-11 w nocy zamigotało światło w oknie i zaraz dało się słyszeć stukanie po szybie. - Kto tam? -zapytał, zbudziwszy się gospodarz. - Idymy po wizytyrce - była odpowiedź. Na to hasło gazda, albo gaździna ubrawszy się, wpuścili patrol do izby. - Ni mocie tu jakich noclegorzy? -zapytał niosący latarkę wójt. - Nie wiym - odrzekł gazda.
Gdzie dziywka? W chlywie! - Tóż nóm tam otwórzcie! 168 Zaraz też gazda poszedł naprzód, a za nim patrol i burząc na drzwi zawołał: Dziywka, puś tam! Z wnętrza zaraz dają się słyszeć jakieś szelesty, szepty, potem uchybowania różnych gratów, nawoływanie na bydło-"Ustąp"- i powolne otwieranie drzwi, a między tymi jakieś cichsze bantowanie; to parobek noclegujący wyłazi przez okienko w ścianie, przez które gnój się wyrzuca. Nie miał czasu ubrać się, więc w koszuli ucieka, a ubiór ma pod pachą.
Domyślawszy się ,nadbiega mu jeden z patrolu, ale parobek już był wyskoczył okienkiem, wpadł do gnojówki, skąpał się po uszy, stracił jeden but, ale przecie uciekł. W innym wypadku kochankowie leżeli na strychu. Parobek, słysząc jakieś dreptanie, stukanie i rozmowę koło chaty, porwał z ubioru co miał i zwiał w ciemności. Patrol wyszedłszy na strych, nie zastał noclegorza, ale znalazł buty, kapelusz i bruclik, więc gdzież był parobek? Ale dziewka nie wiedziała.
Złażą ze strychu, obchodzą budynek dokoła, nie ma nic. Gdzież j e s t ? Zaczynają wzrokiem śledzić w górze, w powietrzu. Wtem spostrzegają w świetle księżyca jakiegoś mężczyznę, jak stoi na kalenicy, trzymając się komina. To filut- przedarł się przez słomiany dach aby uciec, ale dalej nie może. Wołają go aby złaził, ale się nie rusza. Biorą długą żerdź, by go zepchnąć z kalenicy, ale on przechodzi na drugą stronę komina; ci za nim z żerdzią w oną stronę, on wraca na powrót i tak powtarza się to kilka razy.
Nareszcie patrol postanawia oblężyć go, pozostawić na kalenicy i kolejno wachować do rana. Po jakiejś chwili woła parobek z dachu: A tóż mi choć przystowcie drabine, abych móg zlyź, bo tu zamarznym! Przystawiono mu drabinę, i gdy na ziem dochodzi, dopiero cały patrol i gospodarz wybuchają śmiechem.
A ty coś zrobił? W ciemności i pośpiechu nazuwając galaty, obuł je na opak, rozporem do tyłu. Podobnych oryginalnych scen dostarczała wizytyrka - nieprzeliczone mnóstwo i może ani ówczesne arystokratyczne polowanie na lisa, nie dostarczało tyle humorystyki. Wizytyrka w Simoradzu ustała około 1865 roku, gdy samemu wójtowi zezowitczyła się cera. Fragment ten pochodzi z "Pamiętnika gminy Simoradz", napisanego pod koniec
XIX w. przez Jerzego Raszkę, chłopa i wójta tejże wsi przyskoczowskiej. Pamiętnik
mieści się na kilkuset stronach. Składa się z trzech części: zbioru źródeł i dokumentów
do dziejów wsi, opisu historyczno-topograficznego i zarysu życia społeczno- rodzinnego.
Urywek tej swoistej kroniki pochodzi z prywatnych zbiorów Jana Brody.