Łaziebnicy i lekarze
Zakres czynności medycznych łaziebników był bardzo szeroki. Sporządzali oni i przykładali plastry lecznicze, robili wywary z ziół, które dolewano do kąpieli, zdrapywali białe naloty z języka, usuwali odciski, przekłuwali pęcherze skórne, wycinali wrzody, leczyli oparzenia. Przy dużej izbie łaziebnej zwykle znajdowała się mała izdebka, gdzie łaziebnicy przechowywali swe medykamenty, przyrządy i narzędzia lekarskie. Mieściły się tam posłania dla tych chorych, których nie można było leczyć ambulatoryjnie. Najważniejszą częścią łaźni była izba łaziebna z kamienną posadzką. W jednym z jej kątów znajdował się kamienny cokół z wielkim, wpuszczonym do wewnątrz miedzianym kotłem na wodę, pod którym palono drewnem. W posadzce był wyżłobiony rowek dla odprowadzenia zużytej wody na zewnątrz budynku. Wyposażenie łaźni stanowiły różnej wielkości i kształtu cebrzyki. Mniejsze służyły do moczenia nóg i kąpania dzieci, a większe do mycia się dorosłych. Owalne, klepkowe wanny przeznaczone były dla dwóch i więcej osób. Kąpały się w nich całe rodziny. Mężczyźni i kobiety razem. Kąpiel w nich była droższa, bo mieściły więcej gorącej wody. Były tam też różnej wielkości stołki z oparciem i bez, niskie podnóżki i drewniane prycze do leżenia. Służyły one nie tylko dla wygody i odpoczynku kąpiących się, ale również do wykonywania przez łaziebnika różnych zabiegów, przy których pacjent musiał siedzieć (puszczanie krwi, rwanie zębów, nacinanie wrzodów) lub leżeć (masaże, drobne zabiegi chirurgiczne, lewatywy, stawianie baniek). Na ścianach wisiały miotełki z gałązek brzozowych, którymi dla poprawy krążenia uderzano się po całym, rozgrzanym wodą i parą ciele. Wieszano je nad wejściem, jako znak rozpoznawczy łaźni. Czasami umieszczano tam ręcznik lub metalowe misy.
Przed każdym poważniejszym zabiegiem chorego kąpano. Potem on i lekarz czyli felczer lub łaziebnik klękali i modlili się. Ponieważ nie znano środków znieczulających operacje i zabiegi robiono „na żywo". Pacjenta przytrzymywali czeladnicy, a mistrz łaziebny szybko krajał i ucinał, co trzeba było. Operacje zazwyczaj się udawały, gdyż miał on pewne pojęcie o anatomii. Niektórzy, tak jak i ich rodziny, w których fach przechodził z ojca na syna, specjalizowali się w określonych operacjach np. usuwania kamienia nerkowego. Łaziebników, jako ludzi fachowych w razie potrzeby wzywano do sekcji sądowych, a że pierwotnie pełnili funkcję balwierzy czy cyrulików, to oprócz zabiegów medycznych trudnili się goleniem i strzyżeniem, co czynili przed kąpielą. Po niej trefili fryzury, a duchownym wycinali w nich tonsury (Paweł VI zniósł je 1 stycznia 1973 r.). Charakterystyczne było to, że łaziebników wzywano także do leczenia zwierząt, głównie bydła, owiec i koni.
Łaziebnik raz w tygodniu zobowiązany był kąpać darmo księży, nauczycieli i młodzież szkolną. Pozostali płacili zależnie od stanu, zawodu i wieku. Na zjeździe krawców z ponad 25 miast, w tym z Wrocławia, który odbył się w Świdnicy
z 14 czerwca 1361 r. postanowiono, że pod karą czterech funtów wosku "powinien każdy czeladnik chodzić ze swym mistrzem do kąpieli, a nie wysyłać [za siebie] innego czeladnika". Z łaźni korzystali również przybywający do miasta chłopi, a najemnym robotnikom wręczano, w miejsce dzisiejszego napiwku, pieniądze właśnie na łaźnię. Nie dawano „na piwo", gdyż pito go dużo, tak jak dzisiejszą kawę czy herbatę. Dla wzmocnienia sięgali po nie również chorzy i słabi.
Personel łaźni miejskiej składał się z mistrzałaziebnika, jego pomocnikówczeladników i terminatorów oraz służebnych kobiet, które pomagały przy kąpieli i czasem trudniły się nierządem. Terminatorzy i łaziebnicy zaczynali dzień pracy od nanoszenia do łaźni wody. Służyły do tego drewniane konwie i kadzie. Po napełnieniu kotła rozpalali pod nim ogień. Kiedy woda zrobiła się gorąca łaziebnik lub jego pomocnik wychądzili na ulicę i trąbili lub tłukli w miedziane miski, wołając, że kąpiel jest gotowa. Wtedy zaczynali schodzić się klienci. Wodę donoszono i dolewano do kotła na bieżąco. Musiało jej starczyć dla wszystkich chętnych.
Przyjęcie chłopca do nauki zawodu łaziebnika było dla jego rodziców dość kosztowne. Wymagało wniesienia opłat do cechu i dla mistrza w wysokości ok. 6 guldenów i 35 krajcarów. Za kandydata, jego pilność uczciwość i posłuszeństwo musiało poręczyć dwóch, godnych szacunku ziomków. Wyzwolenie terminatora na czeladnika kosztowało jeszcze więcej. Za samo świadectwo, stemple i wpis do cechu płacono aż 10,5 guldena. Do tego dochodziły koszty zwyczajowej, cechowej uczty. Nauka była kosztowna, ale i zajęcie intratne. W XVII i XVIII stuleciu przybywali do Cieszyna i starali się o uzyskanie praw miejskich łaziebnicy ze Śląska, Czech i Moraw.
Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 2000,nr 15 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.