Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zbiory Karola Prausa
Dział:

Ludwik Brożek

 

Zbiory Karola Prausa

O muzealnictwie prywatnym, zjawisku nieobcym na Śląsku, o jego znaczeniu i losach, niewiele właściwie wiemy. Zbieracze prywatni, traktujący swe zbiory, jako rzecz wybitnie prywatną, niechętnie informują i udzielają wyczerpujących wiadomości o swych „skarbach”. A działalność ich tworzy przecie w sumie zjawisko społeczne, które winno być kierowane i regulowane po myśli szeroko pojętych interesów ogółu. Na zbieraczy należy spoglądać jako na jednostki spełniające pewną stałą i pożyteczną czynność społeczną, która polega na poddawaniu ochronie wycofanych z biegu życia przedmiotów mających wartość naukową, artystyczną lub oświatową – jak również – na zabezpieczeniu znajdowanych lub celowo gromadzonych okazów przyrodniczych do celów naukowych 1ub oświatowych. Rola zbieraczy w społeczeństwie może być porównana co roli komórek w organizmie, przeznaczonych do spełniania pewnej stałej, określonej funkcji. Losy zbiorów prywatnych po śmierci ich właściciela są przeróżne. Mogą stać się one początkiem zbiorów o charakterze społecznym, lub też rozdzielone jako cześć schedy po zmarłym, niszczeją powoli na  strychach. Rejestrowanie wszelkiemi dostępnymi sposobami bardziej wartościowych zbiorów, a nawet poszczególnych, cenniejszych okazów, znajdujących się w prywatnym posiadaniu, uważamy za rzecz potrzebną i konieczną. W notatce niniejszej przedstawimy osobliwe dzieje nieznanego bliżej muzeum skoczowskiego, które z prywatnego stało się publicznym, poczym znów wróciło w ręce jednostki. Mamy na myśli zbiory Karola Prausa, nauczyciela w Międzyświeciu, znajdujące się w Skoczowie. Początek owym zbiorom dał ojciec obecnego ich właściciela, Karol Praus. Skoczowianin, długoletni kierownik szkoły w Jasienicy.

 

Wybitnie poznawcze pobudki, skłaniające go do tworzenia zbiorów, jako też cała jego działalność naukowa, są pięknym przykładem pracy naukowej nauczyciela śląskiego. Od najwcześniejszych lat interesował się przyrodą, szczególniejsze zaś upodobanie żywił dla geologii i jej nauk pokrewnych. Całe swoje życie poświęcił badaniom geologicznym naszego kraju, a jako nauczyciel w Bronowie, zajmował się badaniem flory i fauny trzęsawisk w okolicy Ligoty, Bronowa i Chybia. W trzęsawiskach Ligockich, w tzw. Pławie w powiecie bielskim, wykrył ślady budowli nadwodnych człowieka z młodszej epoki kamiennej. Badał także stanowiska cieszynitów i znalazł w Międzyrzeczu Górnem bomby cieszyinitowe w zagłębieniu o kształcie krateru wśród glaukonitu i piasku zielonego, jako produktów ich wietrzenia. W swych licznych wędrówkach naukowych przeszedł wzdłuż i wszerz cały Śląsk. Zgromadzony w czasie wycieczek materiał, opracowany, uporządkowany i odpowiednio urządzony stał się z czasem ciekawym muzeum. Obserwacje swe i studia, dyktowane mu wielkim ukochaniem ziemi ojczystej i jej przyrody, nie ograniczał tylko do zbierania i badania, lecz wiedzą swą dzielił się z ogółem. Opracował mapę geologiczną i przekrój geologiczny Śląska Cieszyńskiego, których jednak nie wydał, bo zamierzenia jego przerwał przedwczesny zgon.

 

Wydał natomiast bardzo dokładną mapę powiatu bielskiego, i ogłosił szereg rozprawek z zakresu umiłowanej geologii. Zmarł nagle na udar sercowy 16 marca 1918 roku6. Zbiory geologiczne w sposób systematyczny gromadził K. Praus w szkole jasienickiej już gdzieś od r. 1900. Powiększały się one przez wymianę okazów z innymi zbieraczami, gabinetami wyższych uczelni i zakupywanie cenniejszych rzeczy. Nosiły długo charakter zbioru, służącego jako pomoc w pracy naukowej twórcy i geologów, którzy często odwiedzali członka Towarzystwa Geologicznego w Wiedniu, zamieszkałego w Jasienicy. Można by je nazwać  składnicą muzealną (Sammelstelle fur Vorkommnisse der beskidischen Erdrinde in Heinzendorf), której zadaniem było przechowywanie gromadzonych okazów w jak największym porządku do chwili uprzystępnienia, a tym samym społecznienia, przez wystawienie na widok publiczny.

 

Uspołecznienie zbiorów było bardzo trudne, bo znajdowały się na wsi, daleko od wszelkich zainteresowań naukowych. Starania w tym kierunku rozpoczął sam twórca w roku 1909. Pojawił się wtedy jego teoretyczny artykuł o regionalnym muzealnictwie geologicznym na Śląsku7, w którym przedstawił potrzeby, zakres, cel i sposoby realizacji podobnego dzieła. Czytamy tam między innymi, że stworzenie muzeum geologicznego nie będzie zbyt trudnym zadaniem, ponieważ początki owej pożytecznej placówki już są. Poparcie ze strony władz, względnie instytucji zainteresowanych powinno iść w kierunku umieszczenia korzystniejszego zbiorów i zabezpieczenia na przyszłość. Apel w tej sprawie, jak wszystkie prawie nawoływania do jakichś świadczeń na rzecz poczynań kulturalnych, spotkał. się z ignorancją zainteresowanych czynników. Nie zraził się tym jednak K. Praus. Składnicę swą zamienił w 1910 roku na wzorowo urządzone, choć szczupłe muzeum mieszczące się w szkole jasienickiej. Geologiczno-geograficzne muzeum beskidzkie w Jasienicy – tak brzmiała jego nazwa – nie spełniało ze zrozumiałych powodów zadania, jakie przeznaczył mu w swych myślach twórca. Stać się to mogło nie na wsi, położonej dosyć daleko od miasta, lecz w jakimś większym centrum, skupiającym zainteresowania dla nauki. Zadaniem muzeum było popularyzowanie wiadomości z geologii najbliższej okolicy. Przez bliższe bowiem poznanie kraju ojczystego prowadzi jedyna droga do ukochania go, a to było celem muzeum. By celu tego muzeum dopięło, starał się kustosz o umieszczenie swych zbiorów w którymś z miast śląskich, gdzie by może z czasem rozrosły się w większe muzeum geologiczne, o jakiem marzył.

 

Nieszczególne, choć bezwarunkowo odpowiedniejsze i dostępniejsze miejsce dla zbiorów znalazło się w Skoczowie. Przewieziono je z Jasienicy we wrześniu 1913 roku i umieszczono – jako depozyt oddany w opiekę miastu – w starym zamku skoczowskim, pamiętającym czasy napoleońskie i cesarzównę Marię Ludwikę, późniejszą żonę Napoleona, która zamieszkała w nim w roku 1805 po zajęciu Wiednia przez zwycięskich Francuzów. Do użytku muzeum oddało przełożeństwo miasta całe piętro. W wielkiej sali ułożono okazy geologiczne, a w dwóch mniejszych inne okazy przyrodnicze i etnograficzne. Bo i w tym kierunku zaczęło się muzeum powoli rozwijać, jako muzeum beskidzkie (Beskiden–Museum).

 

Trzecia, mniejsza sala służyła jako pracownia. Właścicielem zbiorów pozostawał nadal K. Praus w Jasienicy, który miał zamiar przenieść się jako emeryt do rodzinnego miasta, zaś kustoszem muzeum w nowym pomieszczeniu został syn jego, Karol, naówczas nauczyciel w Skoczowie. Muzeum odwiedzać można było bezpłatnie każdej niedzieli, zaś dla fachowców i ludzi, pracujących naukowo, stało otworem każdej chwili. W najgłówniejszej, wielkiej sali znajdowały się geohistorycznie uporządkowane zbiory, podzielone na dwie wielkie grupy: a) minerały, odciski i skamieniałości beskidzkie oraz b) inne okazy, reliefy geograficzne, mapy, obrazy, modele, przekroje, szkice i fotografie ważniejszych zabytków przyrody. Przy muzeum znajdowała się fachowa biblioteka. Wszystkich obrazów było około 5000. Z wybuchem wojny wszelka praca została przerwana, a muzeum zamknięte, bo kustosz poszedł do wojska. Brak pomieszczeń dla szpitali wojskowych i mieszkań dla uciekinierów spowodował usunięcie zbiorów z sal i przeniesienie ich bezładne na strych, gdzie nikt o los ich się nie troszczył, tym bardziej, że właściciel ich w międzyczasie zmarł. Po wielkiej wojnie wrócił kustosz do Skoczowa, zastawszy muzeum w opłakanym stanie: wszystkie okazy załadowane w bezładzie w skrzyniach, a cenniejsze okazy skradzione lub zniszczone. O odzyskaniu lokalu w zamczysku nie mogło być mowy z powodu ciężkich czasów i braku mieszkań. Zbiory na strychu narażone były na zupełną zagładę. Nikt bowiem z mieszkańców nie doceniał znaczenia „skolo” i z biegiem czasu zniszczono, względnie wyrzucono by je całkiem. Ponieważ gmina nie troszczyła się o cenny depozyt, złożony jej przez jasienickiego kierownika, zabrał je syn, były kustosz, do swego mieszkania. O rozlokowaniu ich w prywatnym mieszkaniu nie można było nawet marzyć. Znalazły pomieszczenie na strychu, względnie, o ile chodzi o okazy cięższe, w piwnicy, a część tylko, najcenniejsza, w szafach w mieszkaniu. Obecny ich właściciel i opiekun uratował od zagłady dzieło ojca, lecz tą opieką i troską, co on zbiorów geologicznych nie otoczył. Nauką w tej mierze, co ojciec się nie interesuje, a choć zbieractwo w większym stopniu tkwi w jego naturze, niż u jego ojca, zbiera jednak i gromadzi inne rzeczy, w wielu wypadkach bez większej wartości. Stosunek jego do zbiorów określić by można nie jako poznawczy, lecz nastrojowo-uczuciowy. Sam jest utalentowanym malarzem-akwarelistą, o którym można powiedzieć, że to malarz czystej krwi pozbawiony jednak tych podstaw technicznych, jakie daje fachowa szkoła malarska. Akwarele jego z okolic Skoczowa podobają się umiejętnym doborem tematu i ładnym zharmonizowaniem kolorów. Szkoda, że talent ten idzie samopas...8. Zainteresowania jego zbierackie ogniskują się głównie koło sztuk pięknych, nie wyłączając ludowej i stosowanej, oraz etnografii, a ściślej mówiąc, koło ludowej kultury materialnej. Praca około powiększania zbiorów idzie też, w tym kierunku. Dorywczo uzupełnia się i dawne zbiory, lecz nie jest to owa systematyczna praca badawcza, jaka cechowała jego ojca. Charakter zbiorów zmienił się bardzo wskutek tego na korzyść gałęzi, wymienionych powyżej.

 

Zbiory geologiczne w przeważającej części są zmagazynowane, a opieką i zainteresowaniem zbieracza cieszą się tylko cenniejsze i osobliwsze rzeczy ze szczególniejszym uwzględnieniem dziedzin, które łączą się z jego uzdolnieniem i zamiłowaniem. Pojęcie o zbiorach obecnych dają dwie z załączonych do niniejszego, artykuliku ilustracji. Pierwsza z nich przedstawia grupę ceramiki, w której przeważają gliniane wyroby garncarzy skoczowskich. Jedną z najważniejszych bodaj, naszym zdaniem, kolekcji, jakie gromadzi Praus, jest ceramika ludowa, w której na specjalne wyróżnienie zasługuje kompletny zbiór wyrobów z gliny ostatniego z garncarzy skoczowskich, Jana Sarkadra Raszki, zamieszkałego przy ul. Kościelnej. Żadnej wartości w kolekcji tej jednakże nie posiadają rzeczy, robione przez garncarza pod dyktandem zbieracza, a przedstawiające formy innych technik. Kopie przedhistorycznych naczyń i kształtów są również zupełnie chybione i pozbawione wartości. Zdobione malowidłami naczynia w niniejszej grupie nie pochodzą z warsztatu Raszki. Na drugiej ilustracji widzimy malowaną trówłę śląską, na której znajdują się różne rzeczy z drzewa, robione i używane dawniej i obecnie przez lud, a więc zabawki, przyrządy, klekotki, naczynia, zamki, narzędzia itp. Obok nich widzimy rzeźby i modele większych rzeczy.

 

Okazów, które by wyszły z rąk ludu, jest w kolekcji niewiele, zaś większość to utwory skopiowane przez samego zbieracza, albo odtworzone na zamówienie przez stolarza, tokarza, czy też dzieci szkolne. Okazy takie służyć mogą jako model, czy też pomoc naukową w szkole, ale wartości muzealnej, naukowej niestety nie posiadają. Oparty o ścianę relief i oszklona gablotka ze skamieniałościami, przywodzą na myśl twórcę dawniejszego muzeum. Nad reliefem wisi szereg „żegnaczków” czyli kropielniczek na święconą wodą, sporządzonych z gliny (1, 3, 4, 7, 9, 10, 14 i 16), porcelany (5, 8, 11, 13, 15) i metalu (6, 12). Żegnaczek drugi jest kopią glinianą oryginału, wykonanego w innym materiale. Obok trówły stoi oszklona szafa, w której znajdują się wyroby gliniane (naczynia, świeczniki, zabawki itp.), cynowe i drewniane. Między reliefem a szafą wisi model drzwi ostatniej drewnianej chałupy skoczowskiej, spalonej latem 1931 roku. Już z przyglądnięcia się owej ilustracji odniesie czytelnik wrażenie, że w omawianym zbiorze zgromadzono, prócz rupiecia wiele cennych i ciekawych rzeczy, a kiedy dopowiemy, że zbiory zawierają minerały (350), odciski (250), skamieniałości (250), próbki głazów i skał (200), kamienie szlachetne (120). okazy z epoki kamiennej (20), ślimacze domki (100), muszle (50), zęby (30), motyle (80), chrząszcze (120), mapy wypukłe (3), mapy geologiczne i geograficzne (10), tabele (10), przekroje (3), fotografie (500), stare książki (30), fachowe książki geologiczne (30), szkice (200), rysunki ze zdobnictwem ludowym (200), monety (1000), pieniądze papierowe (300), przyczynki do historii miasta Skoczowa w formie ulotek, rysunków, fotografii i szkiców (60), naczynia ze szkła (40), naczynia z porcelany (40), wyroby z gliny (60), pudełka (100), figurki (10), stare obrazki religijne (90), grafikę (50), żywotki (12), stare hafty (10), wyroby z drzewa (40), obrazki i malowane na szkle (3), czerpaki (6), wyroby z żelaza (zamki, kłódki, klucze), zabawki (ptaszki gliniane i drewniane, koniczki, piszczołki), trówły i inne, wtedy stwierdzić trzeba, że jest to rzadki jak na jednostkę zbiór prywatny, który mógłby stać się z czasem – po przeprowadzeniu selekcji – ciekawym zbiorem publicznym. Zbiór oczywiście ma swoje wady, bo nie wszystkie rzeczy przedstawiają wartość muzealną, lecz ocena tego już nie do nas należy. Jedną z wad, która niweczy znacznie wartość zbiorów dla nauki, jest brak katalogu. Zabytki przedhistoryczne, tak bardzo cenione przez ich właściciela, są pozbawione swych metryk, a tym samem nie posiadają większego znaczenia naukowego. To samo powiedzieć można o stanie obecnym zbiorów geologicznych.

 

Tłumaczenie obecnego właściciela i kustosza zbiorów, że katalog ma w pamięci, jest naiwne i w niczym sytuacji nie naprawia. Największą naszym zdaniem wartość ;posiadają rzeczy związane swym pochodzeniem, czy też tematem ze Skoczowem. A jest ich sporo. Prócz dawniejszej i współczesnej ceramiki, o której wspomniano powyżej oraz oryginalnie pomyślanej monografii miasta Skoczowa, w której zgromadzono stosunkowo wiele materiału, głównie ilustracyjnego, pominąć na tym miejscu nie można olbrzymiego zbioru fotografii. Składają się nań w wielkiej mierze fotografie inż. W. Kasperlika, zamiłowanego amatora-fotografa, który w sztuce fotografowania osiągnął formę wysoce artystyczną. Ze szczególną pasją „zdejmuje” wszystko, co łączy się z krajoznawstwem, a więc typy ludowe i całe sceny (uroczystości, zwyczaje, obrzędy, targ), budownictwo drewniane, kapliczki, krzyże przydrożne, wnętrza chat itp. Osobną serię w tym zbiorze stanowi sam Skoczów dla siebie. Obrazki skoczowskie cechuje również pasja krajoznawcza, naukowa, bo tematem ich to zanikające powoli stare miasto. Do fotografii krajoznawczej pojętej jednak odmiennie, skłania się K. Jeikner, którego piękne zdjęcia również się w zbiorze znajdują. Mówiąc o rzeczach skoczowskich, pominąć nie można działu grafiki, w którym na plan pierwszy wysuwają się prace Jana Konheisnera, Skoczowianina. Teka jego akwafort o tematach skoczowskich (Stary zamek, Figura św. Jana Nepomucena przy kościele, Stara bóżnica przy ul. Wałowej, Dom z r. 1713, Rynek z ratuszem w nocy, Dwa nieistniejące domki drewniane, Zaułek w podwórzu) stawia go w rzędzie pierwszorzędnych grafików śląskich.

 

Na uwagę zasługują również trzy jego litografie przedstawiające stary Skoczów, wydane z okazji 50-lecia chóru męskiego w Skoczowie w r. 1929, oraz trzy drzeworyty i litografia, zdobiące kronikę bielską E. Otipki. Prace z dziedziny malarstwa olejnego nasuwają nam zdanie, że artysta ten powinien pracować jedynie w bliższej sobie i bezwarunkowo lepiej opanowanej dziedzinie grafiki. O K. Prausie, jako akwareliście, już wspomniano. Obrazki jego również można by nazwać „krajoznawczymi”, a krajoznawstwo to zogniskowało się głównie około Skoczowa i okolicy. Akwarele jego rozeszły się po całym Cieszyńskiem, a z prac które pozostały w zbiorach, wymienić warto cykl, obejmujący śląskie kościoły drewniane. Przeróżnych szkiców znajdujemy tu bardzo wiele, bo zresztą nie lubiąc rzeczy notować, woli je rysować. Tak powstała jego monografia Skoczowa i teki poświęcone zdobnictwu ludowemu, stolarstwu, ciesiółce, murarstwu, kowalstwu itp. Zapuszczać się w szczegółowe wymienianie, czy też opisywanie cenniejszych rzeczy w zbiorach, nie można, bo przekroczyłoby to ramy niniejszej notatki, natomiast warto jeszcze zwrócić uwagę na rzecz inną. Oto w jesieni 1931r. można było słyszeć jakoby wydział gminny miasta Skoczowa rozpatrywał sprawę utworzenia muzeum miejskiego, a nawet doszedł do jakiś nie bardzo dotychczas skonkretyzowanych zamierzeń powołania do życia podobnej instytucji.

 

Nikt nie wie jeszcze nic bliższego o jego charakterze i zakresie, lecz przypuszczać można, że Skoczów nie zdobędzie się, względnie nie powinien się zdobyć na tworzenie muzeum regionalnego, czy też miejskiego, które by gromadziło pamiątki miejscowe. Muzeum takie nie miałoby bowiem wielkiej racji bytu, z tego względu, że podobną działalność rozwijają inne, większe muzea śląskie (Katowice, Cieszyn, Bielsko). Gdyby jednak na serio myślano o uruchomieniu tego rodzaju placówki kulturalnooświatowej, wtedy przy dobrych chęciach można by podjąć na nowo myśl  ś.p. K. Prausa z Jasienicy i stworzyć muzeum, którego jeszcze w województwie śląskim nie ma; – muzeum beskidzkie. Innym projektem, możliwym do zrealizowania tylko tu w Skoczowie, byłoby Sarcandrineum, w którym gromadzono by wszystkie możliwe pamiątki i zabytki (literatura, ikonografia, rzeźba) związane z kultem błog. Jana Sarkandra, rodaka skoczowskiego (1576 – 1620). Najodpowiedniejszym miejscem. w którym umieścić należałoby zbiory, a które przy dobrej woli można by na cel powyższy uzyskać, byłby jakiś lokal w starym ratuszu skoczowskim lub w kamienicy przylegającej do niego, gdzie według legendy miał się urodzić w piwnicy błog. Jan podczas pożaru miasta. Placówka taka przyczyniłaby się bardzo do rozpowszechniania i ożywienia kultu błog. Jana, co w czasach, kiedy myśli się o jego kanonizacji, kiedy część Jego rozeszła się po całej Polsce, nie byłoby bez znaczenia. Czy stanie się tak, czy owak, Skoczów ma już swoje „hymbołki” i to nie byle jaki i nie od wczoraj...

 

Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 2013, nr 25 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.