Z zamiarem wydania „Kroniki Skoczotuskiej" nosiliśmy się już od kilku lat. Nie sprawdziło się jednak w tym konkretnym przypadku popularne porzekadło „co się odwlecze, to nie uciecze". Czas mijał, zaniiary poszły w zapomnienie. Dopiero zbliżająca się 40. rocznica wyzwolenia Skoczowa wpłynęła na nas mobilizująco. Uznaliśmy bowiem, że wydanie „Kroniki" stanowić będzie nasz skromny wprawdzie, ale najodpowiedniejszy przyczynek do uczczeni, i rocznicy. Teraz czas naglił. Pierwotnie, w myśl przyjętych założeń, na to niewielkie obię-lościouo wydawnictwo składać się miał głównie kronikarski rejestr najważniejszych wydarzeń r życia miasta i gminy. Potem uzmysłowiliśmy sobie, że nie grzeszymy nadmiarem zebranych jaktów, godnych upamiętnienia w formie publikacji. W tej sytuacji postanowiliśmy rejestr ów uzupełnić materiałami publicystycznymi. Z tym, na szczęście, nie było kłopotów. Dysponowaliśmy przecież nagrodzonymi pracami nadesłanymi na rozpisany przez nasze Towarzystwo konkurs p.t. „Skoczów iv minionym 40-leciu". Publikację uzupełniliśmy relacją byłego przewodniczącego Prezydium MRN w Skoczowie Franciszka Mrowczyka, kalendarium życia i twórczości Gustawa Morcinka, także wykazem osób pełniących kierownicze funkcje administracyjne w mieście i gminie u- okresie minionych 40 lat oraz wydarzeniami w latach 1983—84.
Wydawanie tego rodzaju publikacji jest obok gromadzenia wszystkiego, co tuiąże się z naszym miastem i jego historią statutowym zadaniem Towarzystwa. Żywimy nadzieję, że wydawnictwo spotka się z życzliwym przyjęciem Czytelników.
Paweł SZARZEĆ — prezes TMS
EDWARD BISZORSKI
PRZEŁOM W SKOCZOWIE
(fragment pracy wyróżnionej)
(...) Końcem kwietnia 1945 r. znalazłem się w Bielsku. Wracałem z Bałkanów razem z rodakami, którzy walczyli w różnych ugrupowaniach partyzanckich. Pociąg wiózł repatriantów ero punktu zbornego w Krakowie. Będąc blisko Skoczowa wysiadłem w Bielsku z czterema „zaolziakami". Wiedziałem, że walki toczą sie na przedpolach Berlina. Ogromne było nasze zdziwienie, że Skoczów jest jeszcze w rekach Niemców. Byliśmy skazani na czekanie (...). Bielsko było już dawno wyzwolone i działała tu administracja polska. Było to jednak miasto przyfrontowe i zaczepiały mnie stale patrole wojskowe. Przede wszystkim z powodu mojego stroju, bo miałem buty i bluzę angielską, spodnie niemieckie, furażerkę -włoską, a odziany byłem w płaszcz Armii Radzieckiej,
Przepasany paskiem od spodni i nic dziwnego, że taki przebieraniec musiał budzić podejrzenie. Pewnego dnia spotkałem na ulicy bardzo dobrą znajomą ze Skoczowa, Wandę Jurczyńską. Zaprowadziła mnie do pewnego domu, w którym, o dziwo, urzędowała Rada Miejska Skoczowa. Nikogo z obecnych nie znałem, ponieważ przed wybuchem wojny przez ponad 10 lat nie przebywałem w Skoczowie. Zauważyłem, że byli moim zjawieniem zaskoczeni, prawdopodobnie wrażenie zrobił na nich mój ubiór i uważali mnie za „gie-roja" przydzielając mnie do Milicji Porządkowej. Rzeczywiście przez krótki okres taką funkcję pełniłem. Już 1 maja dowiedzieliśmy się, że Skoczów został wyzwolony. Nazajutrz, rankiem, ruszyliśmy piechotą do Skoczowa. W grupie znajdowali się Jochaczek, Stanisław Skałecki i Ferdynand Mucha. 2 maja w południe przeszliśmy zniszczony most nad Wisłą. Na ulicy Bielskiej jakieś kobiety rozbierały barykady z betonowych rur kanalizacyjnych. Potem Rynek i ku mojej radości nie zniszczony dom rodzinny.
Widziałem wiele zniszczonych i wypalonych miast, tak, że zniszczenia w Skoczowie nie zrobiły na mnie wielkiego wrażenia. W Skoczowie było zniszczonych kilka domów a przeważnie tylko dachy i strychy. Front zatrzymał się przed Skoczowem na wiele miesięcy i dziwić się należy, że takie cele jak gmach szkoły nr 1, sądu, czy masyw kościoła katolickiego nie zostały zniszczone. A najdziwniejsze, że ocalał kościół ewangelicki, który stał na wzgórzu. Widoczny z daleka był doskonałym punktem obserwacyjnym; nie został zniszczony. Również żadne inne zabytkowe budowle nie uległy zniszczeniu w czasie działań wojennych. Zupełnie wypaliła się garbarnia oraz kilka domów przy ul. Ustrońskiej. Dowodem tego, że Niemcy nie uciekali w popłochu, jest wspólna mogiła aż 92 żołnierzy radzieckich, którzy musieli oddać swoje życie — i to na kilka dni przed zakończeniem tej straszliwej wojny — za zdobycie maleńkiego Skoczowa. W mieście życie zaczęło się normować. Nowy ustrój spowodował ogromne przewarstwowienie. To co gdzie indziej powstawało przez dziesiątki lat walki i rewolucji u nas dokonało się w ciągu doby. Ten ogromny wstrząs amortyzował fakt, że Niemcy, którzy stanowili klasę posiadającą zawczasu uciekli, a tragiczny los Żydów jest znany i tylko kilku z nich wróciło. (...)
Niemcy, którzy tutaj pozostali, choć wiedzieli, że nigdy już nie powróci era hitleryzmu, w sercu nosili żałobę za swoim zwęglonym fuhrerem. Wśród nich obiegało szeptane hasło „im Mai kommt Anders" — w maju przyjdzie inaczej - — a było aluzją do generała Andersa, który miał wrócić i w Polsce znów wprowadzić kapitalizm. O generale, który wróci na białym koniu, marzyło także wielu innych ludzi. Tragicznym tego dowodem jest śmierć działaczy partyjnych i milicjantów, którzy zginęli w walkach bratobójczych już w wyzwolonej Polsce.
Osoby, które otrzymały volkslistę grupy II musiały się rehabilitować przed sądem. Szukali świadków, którzy potwierdzali ich lojalność wobec Polaków. Przytoczę jeden znany mi przykład godności Polki. Matka, wezwana do sądu rehabilitacyjnego, przyprowadziła dwoje dzieci w wieku przedszkolnym. Okazało się, że przez lata okupacji i terroru matka nie nauczyła dzieci ani jednego słowa po niemiecku, a wiadomo, że dzieci nie kłamią. Osoba ta została zrehabilitowana, że tak powiem, na piątkę z plusem.
Społeczeństwo wzięło się z wielkim poświęceniem do pracy nie pytając o wynagrodzenie, ludzie pracowali nieraz za bochenek chleba lub paczkę z UNRR-y. Odbudowano zniszczone domy, uruchamiano fabryki. Na szczególne wyróżnienie zasługują garbarze, którzy pod kierownictwem Antoniego Janickiego w zupełnie wypalonym zakładzie uruchomili zdewastowane maszyny i w krótkim czasie wyprodukowali pierwszą partię skór. Znamienne jest, że po strasznym koszmarze okupacji, ludzie nie tylko pracowali ale także się bawili. Urządzano festyny w parku, zabawy i bale w strażnicy. Mieniem poniemieckim zajął się skrzętnie tzw. Urząd Likwidacyjny. Sportowcy zrzeszyli się w klubie sportowym, reaktywowano Koło PTT, powstał Związek Ziem Zachodnich i inne.
Szybko odżyło życie kulturalne. Powstało kółko teatralne, wystawiono wiele sztuk scenicznych i kabaretowych. Powstał doskonały chór prowadzony przez Antoniego Poćwierza. Wymienić tutaj należy Daniela Olszewskiego, który w jednej osobie był reżyserem, aktorem, dekoratorem, elektrykiem i organizatorem. Jako aktorzy .wyróżniali się Jadwiga Burian, Józef Starzyk, Erwin Gaszczyk i wielu innych. Ja wykonałem niezliczone afisze, malowałem kulisy, kurtyny i dekorację sal. Niestety, z przeróżnych przyczyn dom kultury został rozwiązany.
Po upływie wielu lat działalność domu kultury została przez energiczną Janinę Hoffman i Julka Raszyka wznowiona. (...)
Spośród wielu, często zmieniających się burmistrzów charakterystyczną postacią był Stefan Pabiś. Niski, o małym nosku, w dużych okularach, odznaczał się dynamiczną energią. Jego zamiłowaniem było budownictwo, posiadał własną brygadę murarską. Wybudował małe osiedle dwupiętrowych domów przy ul. Targowej, dwa wysokie domy przy ul. Łęgowej, podniósł kilka domów oraz budynek szkoły nr 2 o piętro i rozpoczął budowę szkoły nr 3. Niestety rozpoczął też budownictwo małych domków, które przemieniły miasto w ogródki działkowe, co pokutuje do dzisiaj. Był to człowiek samowładny, nieustępliwy w realizacji tego co chciał dokonać, jednak z taką samą energią potrafił czasem przeciwstawiać się dobrym inicjatywom. Funkcje przewodniczącego Prezydium Miejskiej Rady Narodowej pełnił 16 lat — od 1949 do 1965 r., czyli był najdłużej urzędującym burmistrzem miasta. (...)
Powyższe migawki są jakby pobieżnym muśnięciem przeróżnych wydarzeń i zjawisk w mieście. Należałoby spisać wypowiedzi ludzi obecnie żyjących, którzy pamiętają ten okres, gdyż późniejsze przekazy ustne są nieścisłe i spaczają obraz rzeczywistości.