Jan Broda
Krajobraz w twórczości Walentego Krząszcza
Rodzinna wieś Górki Wielkie: "...Tam hen marzą w mglistym błękicie góry Beskidy, po prawicy szumi w gęstej olszynie Brennica, w lewo zaś wznosi się pokaźny pagórek - Buczę - uwieńczony na szczycie ciemnym lasem jodłowym. Cudowny roztacza się widok z jego szczytu. Wokoło spokojne wioski, szare chaty, kościółki, wzgórza, lasy, stawy - wszystko to w ciszy ukojone, marzące w blasku słonecznym.
A tam w sinej dali wzdłuż północnozachodniego widnokręgu unosi się nad licznymi ledwo widzialnymi jak czarne kreski na tle niebios się odrzynającymi kominami długa smuga rdzawego dymu, znacząca rewiry kopalń - okolice pełne ruchu, łoskotu, życia, lecz to wszystko tak bardzo daleko; a tu wokoło tylko błoga, urocza okolica rolnicza, spokój niezamącony, ludek skromny, miły, uprzejmy - bo sprawiedliwie polski."
Tak opisuje gawędziarz wsi beskidzkiej okresu międzywojennego i pierwszy z autorów, co wprowadził niestylizowaną gwarę cieszyńską do swej twórczości regionalnej, swą wieś rodzinną i jej otoczenie.
Spoza najbliższej od domu rodzinnego Matulowej Górki: "...poczęło się spoza sinawego horyzontu wynurzać ogromne słońce. Cała wieś u stóp wzgórza zapaliła się w rumieńcach, a wieżyce starego grodzieckiego zamczyska oblały się szkarłatem, że widziały się na tle mrocznego parku niby jakie olbrzymie jęzory płomienne. Cudowna woń żywicy, zroszonych zielsk i drzew szpilkowych unosiła się w rzeźwym powietrzu w cienistych alejach leśnych biegnących w kierunku Nałęża. Rozbudzone ptaki rozpoczęły swój koncert poranny, niekiedy beknął w mrocznej głębi sarniok, zastukał dzięcioł..."2' Jakże inny był wieczór we wsi w dzień Wszystkich Świętych: "...Od gór podmuchiwał z lekka ciepły wietrzyk, roznosząc odurzający zapach zwiędłych liści. Cisza uroczysto-smętna rozpostarła się nad ziemią. Żadnych nawoływań, okrzyków, żadnych śpiewów nie uchwyciło ucho, ni śladu tej żwawej, swawolnej wesołości, jaką ożywia się wieś pod wieczór. Jakaś żałosna zaduma owładnęła światem. Tu i ówdzie w rozległej okolicy unosiły się nad cmentarzami różowe zorze, przebijały przez bezlistne drzewa niezliczone światełka gorejących nad grobami świec. Stare mury kościoła góreckiego płynęły w krwawej poświacie, na której tle odrzynały się czarnymi pręgami."
Najpełniejszy jest opis jesieni, tej najpiękniejszej pory roku na Podbeskidziu:
"...Na mleczno-lazurowym niebie paliło się słoneczko, ogrzewając łagodnym ciepłem zaciszne pola. Na ścierniskach rozpostarły się srebrzyste kobierce drżących i mieniących się nitek pajęczych. Rozległe dębiny na dworskich polach pogórskich grały w przecudnych barwach więdnących liści. Purpurowe tony przetykały się jasnożółtymi i brązowymi odcieniami, z cienistych głębin wyzierały lazurowo-niebieskie zmroki. Sady, okalające bielone dachy, ogołociły się już częściowo z liścia, miejscami tylko paliły się jeszcze jaskrawym blaskiem czereśnie. Cały świat zalał się złocistym światłem słonecznym, mienił się i połyskiwał, otaczając się na horyzoncie od północy szeroką siną wstęgą, w której ginęły niby w toni wodnej odległe górnośląskie okolice. Od południa roztaczały się lesiste Beskidy szafirowym wieńcem, drżąc i migocąc się w rozgranej atmosferze."4' Poza Górkami... Oto młody Wałek po szczęśliwe zdanych egzaminach w cieszyńskim seminarium wraca z kolegami chłopską furmanką na wakacje pod Witalusz. Zatrzymują się chwile na ogrodzońskiej kępie "aby rozejrzeć się": "Cudowny widok roztaczał się tu stąd na całe Cieszyńskie. Na południu ciągnęło się pasmo szafirowych gór, zasłonięte lekką gazą przesłonecznionej mgławicy, a szczyty ich drżały i migotały w złocistych blaskach. Na zachodzie piętrzyły się amfiteatralnie domy Cieszyna. Połyskiwały ich szczyty, dachy, wieże kościołów, a nad tym wszystkim panowała stara, sczerniała wieża Piastowska, jakby zadumana we wspomnieniach przeszłych wieków. Pogórze podbeskidzkie słońcem zalane przedstawiało pyszną scenerię, na którą złożyła się wielobarwna mozaika lasów, ukrytych w sadach wiosek z bieluchnymi chałupkami, szmaragdowe łąki i dojrzewające łany zbóż. Na wschodnim horyzoncie majaczyły się w ledwo uchwytnym lazurze kopuły gór żywieckich. Wszystko to takie przymilne, pogodne, cudowna ta roztomiła kraina cieszyńska."5'
Drugi, pełniejszy opis ziemi cieszyńskiej, rozgranicza okręg zagłębia od części wschodniej, rolniczej. Autor patrzy ze szczytu Czantorii: "...W którakolwiek stronę spojrzałem lśniła się w blaskach łagodnego słonka jesiennego przepiękna sceneria pagórkowatej ziemi cieszyńskiej.Na zachodzie, na fioletowym widnokręgu bieliły się osady górnicze w takiej masie i ilości, jakby ktoś całą tamtą okolicę usiał bielonymi, skrzącymi, maleńkimi i większymi kamykami. Wśród nich sterczały ku zakrwawionymi niebu zachodniemu niezliczone kominy, z których snuły się rozwlekłe dymy, na kształt Miedziano-brunatnych pióropuszy, wydłużających się leniwie po niebie, widniały jakieś dziwaczne kontury zabudowań szybowych, połyskiwały i migotały okienka, buchały na hałdach olbrzymie jęzory krwawych płomieni, migotały spiczaste wieże kościołów, szczyty willi i pałacyków...
Tymczasem na wschodzie rozpościerał się idylliczny krajobraz rolniczej części ziemi-cieszyńskiej. Tak w dolinie Olzy, u stóp różnokształtnych, zielonych wzgórz rozsiadł się w romantycznym zaciszu Cieszyn, okolony oparkami i laskami, obramowany od południa lazurowym wałem Beskidów."6'
Cieszynowi poświęca więcej miejsca w swych książczynach. Oto patrzy na budzące się miasto w wiosenny ranek ze szczytu pobliskiego Małego Jaworowego: "...Dzień był pogodny, jasny; z błękitnej głębi niebios przyświecało miłe słonko, wszystkie pola, gaje i lasy mieniły się w świeżej zieleni majowej, w różnokolorowych odcieniach i blaskach. Po pastwiskach przechadzało się spokojnie bydełko, tu i ówdzie tuliły się białe domki i schludne wioski w gęste czuby kwitnących sadów. Ponad miastem snuła się sina smuga dymu i pary, osłaniając z lekka drzemiącą starą wieżę piastowską. W mocno pachnącym powietrzu rozśpiewało się ptactwo, rozbijały się motyle i brzęszczące pszczółki, a tam het wzdłuż sinego widnokręgu południowego roztaczały się lesiste Beskidy w przepysznych kolorach fdetowolazurowych, piętrzyły się ich gołe szczyty, otulone modrą mgłą.7'
A oto wieczorny widok z Klimczoka: "...Na zachodnim niebie rozgorzała się zorza wieczorna o przepysznych barwach krwawego żaru, przechodząc stopniowo poprzez drgające złote blaski w ciemną stal zenitu. Na wschodzie wynurzała się spoza lazurowych, mglistych wałów Babiej Góry miedziana kula księżyca. Cały świat w dole tonął w szafirowym zmroku, przez który przebijały się setki migocących świateł osad, a już miasta siostrzyce: Bielsko z Białą znaczyły się całym morzem wibrujących świateł, większych i mniejszych, złotych i niebieskich. A na to wszystko patrzyły z góry potężne gronie beskidzkie, spowite w sine, milczące i wiecznie zadumane."8'
Kisielów kolo Skoczowa (tu W. Krząszcz uczył w latach 1910-1914): "...Wioska leżała na wzgórzu, mieniąc się i drgając w blasku lipowego słońca; dachy chałup były ukryte w gęste sady, wyglądały tylko kominy ponad czuby drzew, po pastwiskach za wioską przechadzało się leniwe bydełko, kilka jałówek spoczywało przy źródle, pasterze siedzieli grupami na trawie, nucąc piosenki, których ich wyuczyłem i które może długie lata po pastwiskach i chałupach nucić będą. Za wioską zieleniał się bór, a w jednym miejscu błyszczał ponad kraniec lasu dach leśniczówki. Niedaleko cmentarza, otoczonami lipami, stała szkoła na Pustkowiu. Za borem roztaczały się Beskidy szeroką, lśniącą, jasnolazurową wstęgą wzdłuż widnokręgu..."9' W Międzyrzeczu, ostatniej posadzie pisarza (w latach 1922-1949) zbyt skąpo: "Przed nimi pokazała się w przytulnej dolinie wieś. W centrum stał kościół z wieżą spiczastą, wokoło niego kilka schludnych, okazałych budynków z czerwonymi dachami; wzdłuż bitej szosy tuliły się w rumieniących sadach domki większe i mniejsze wraz z zabudowaniami. Ot, taka sobie typowa wieś cieszyńsko-śląska."10'
Kalendarium pochodzi z „Kalendarza Miłośników Skoczowa” 1999, udostępnionego dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.