Witold Kożdoń
Kosmiczny pocisk
W sobotnie popołudnie, 6 maja 2000 r., tuż przed godziną 14 mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego ujrzeli na niebie jasny punkt ciągnący za sobą ognisty ogon. W chwilę później powietrzem targnął potężny, kilkunastosekundowy wybuch, od którego w domach zadrżały szyby. W Skoczowie od razu pojawiła się plotka, że na ziemię spadł kawałek jakiegoś satelity. Jeszcze inni dowodzili, że gdzieś w pobliżu eksplodowała... zbłąkana rakieta. W rzeczywistości był to tzw. dzienny bolid.
Bolid, czyli wyjątkowo jasny meteoryt, zaobserwowano na bezchmurnym niebie około godz. 13.53. Przez kilka sekund jasna, świecąca kula mknęła z ogromną prędkością z północnego zachodu na południowy wschód niemal równoległe do horyzontu. Za bolidem utworzyła się smuga dymu przypominająca smugę kondensacyjną powstającą za samolotem odrzutowym. Zanim zgasł, meteoryt eksplodował i rozpadł się na wiele kawałków, a po chwili do ziemi dotarł potężny, przeciągły grzmot (naukowcy z Obserwatorium Astronomicznego w Ostrawie obliczyli, iż wybuch nastąpił na wysokości 2030 kilometrów). Wiele szczęścia miał Czech Jifi Fabig, który przelot kosmicznej skały nagrał na taśmie wideo.
Trzy dni później Planetarium i Obserwatorium Astronomiczne w Ostrawie zostało poinformowane o znalezieniu fragmentu meteorytu w okolicy zbiornika wodnego w Morawce, w Beskidach. Okaz ważący 210 gramów trafił od razu do laboratorium krótko żyjących izotopów, gdzie zbadał go dr Petr Jakes. Po wstępnych oględzinach czeski specjalista ocenił, iż jest to chondryt H6.
Drugi fragment meteorytu dotarł do Ostrawy dopiero po trzech tygodniach. 25 maja zatelefonował do obserwatorium człowiek, który zapytał, czy to możliwe, by jego zięć znalazł meteoryt koło swojej daczy nad zalewem w Morawce. Naukowcy natychmiast pojechali w Beskidy, gdzie zobaczyli fragment bolidu oraz miejsce, w którym spadł. Znalazca tłumaczył, że 6 maja około godziny 14 usłyszał potężny huk, ale na niebie nic się nie działo. Położył się więc na leżaku, zamierzając się dalej opalać. Po około 10 minutach usłyszał wysoki, świszczący dźwięk, po czym nastąpiło plaśnięcie, „jakby ktos cisnął o ziemię kawał mięsa". Zaniepokojony rozejrzał się, ale niczego nie zauważył. Gdy wrócił do domu, przeczytał w gazecie o upadku meteorytu. Podczas kolejnego weekendu dokładnie przeszukał swą działkę i znalazł osobliwy kamień. Wydawało mu się jednak nieprawdopodobne, by mógł to być meteoryt. Bał się ośmieszenia, dlatego długo zwlekał z zatelefonowaniem do obserwatorium.
Przelot bolidu widziany był nie tylko na Śląsku Cieszyńskim, ale również na Morawach, w zachodniej Słowacji, okolicach Pragi i Wrocławia. Niektóre śląskie gazety poinformowały o odnalezieniu fragmentów meteorytu także w Puńcowie, po polskiej stronie granicy. Niestety,doniesienia okazały się nazbyt optymistyczne. Prof. Łukasz Karwowski z Wydziału Geologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach odwiedził przygraniczną wioskę i stwierdził, iż żaden z pokazanych mu okazów nie jest meteorytem. Ponadto miejsce znalezienia niezbyt pasowało do obserwowanej trasy przelotu bolidu.
Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 2000,nr 15 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.