Robert Orawski
Nędzarz w szpitalu
Majątek z nadań i zakupów automatycznie przechodził pod kontrolę rajców, którzy zazwyczaj wyznaczali ze swego grona prowizora zwanego czasem „ wójtem żebraków". Ten zarządzał dobrami szpitalnymi i rozliczał się ze swojej działalności przed burmistrzem i radą miasta. Co ciekawe, rada bądź jej członkowie mogli zaciągać z kasy szpitala nieoprocentowane pożyczki!
Największą korzyścią dla zwierzchności była jednak kontrola nad marginesem społecznym. Przyjęcie żebraka do szpitala likwidowało przyczyny, które z biedaka mogły zrobić przestępcę. Nędzarz nie mając podstawowych środków do życia musiał się imać rozbojem i kradzieżami, a maksyma„paupertas impulit audax była tego swoistym usprawiedliwieniem. Nie mając zaś dachu nad głową był nieuchwytnym i kłopotliwym włóczęgą. Bezdomność biedaka, tak irytująca rajców, miała też szerszy wymiar. Żebracy nie mieścili się w idealnym modelu społeczeństwa zakreślonym przez Kościół. Mało tego, pozostawali poza wszelkimi strukturami społecznymi. Nie mieli rodziny, nie byli zrzeszeni w cechach czy bractwach, a przecież korporacje te odgrywały w miastach wielką rolę. Magistratowi płaciły podatki, a Kościołowi daniny. Miały też swoje miejsce w mechanizmach sprawowania władzy, kontrolowały swoich członków, były podstawową jednostką militarną miasta, organizowały życie gospodarcze, religijne, towarzyskie, a częściowo i rodzinne (rodzina miała w ówczesnym społeczeństwie o wiele większe znaczenie niż obecnie). Tymczasem żebrak nie należał niestety do żadnej z tych grup! Co więcej, włóczęga, człowiek bez adresu, pozostawał poza wspólnotą sąsiedzką, parafialną, poza wszelką kontrolą. Ten brak przyporządkowania sprawiał, że biedota z natury swej stanowiła czynnik burzący przyjęty powszechnie porządek, budziła niepokój i nieufność. Z chwilą, gdy żebraków włączono do wspólnoty mieszkańców szpitala, problem był rozwiązany. Dużo, więc było powodów, aby każdego miejskiego nędzarza lokować w szpitalu, lecz niestety przyjmowano do niego nielicznych.
W XVXVI w. ruch dobrowolnego czy wymuszonego ubóstwa przeżywał bowiem głęboki kryzys. Brudny i obszarpany biedak nie przywoływał już obrazu Jezusa Chrystusa czy św. Franciszka. Zaczęło upowszechniać się przekonanie, że grzeszność żebraków jest przyczyną i skutkiem ich nędzy. Ubóstwo, tak jak wszelkie klęski żywiołowe i zarazy, rozumiano wówczas jako karę za grzechy, a o tym, że może ono skłonić do występku świadczyły przykłady z codziennego życia. Przed wieloma magistratami stanął wówczas nowy problem, jak usunąć poza miasto ten groźny żywioł i to możliwie najtańszym kosztem? Tymczasem w miastach liczba biedaków rosła szybciej niż sieć szpitali dla nich. Ich rozwój hamowały nie tylko ograniczone możliwości finansowe fundatorów. Podstawowym tego powodem było zakwestionowanie przez ówczesne społeczeństwo zasadności obejmowania opieką społeczną wszystkich żebraków w mieście, ponieważ wśród ubogich proszących o wsparcie, coraz większy procent stanowili ludzie zdrowi, w sile wieku, zdolni do pracy. Przeważali wśród nich przybysze z zewnątrz, czyli obcy, a tych wyjątkowo nie tolerowano. Poza tym prawo do opieki szpitalnej mieli jedynie "uczciwi" biedacy, to znaczy niezdolni do pracy. Nie przypadkowo w 1573 r. Wacław III Adam wydał dekret dla Rady Miejskiej Cieszyna, w którym czytamy „dzieci i żebraków uchylających się od pracy należy do niej przysposobić. Obcych żebraków nie wolno tolerować, a naprawdę biednych utrzymywać w szpitalu". W ten sposób podział nędzarzy na „swoich" i "obcych" stał się faktem. Tych drugich starano się trzymać poza murami, albo na przedmieściu, a łaziebnik miał obowiązek, w określone dni, bezpłatnie, jednym i drugim udostępniać łaźnię. Ale magistrat cieszyński mało dbał o swoich ubogich szpitalnych. Już w 1564 r. książę Wacław wyrzucał mu, że z powodu jego niedbalstwa cierpią oni głód. Rzadko też rajcowie zdobywali się na taki gest jak ten z 1578 r., kiedy to ofiarowali „dla szpitalnej chudziny, żebraków, którzy są po Cieszynie i w szpitalu z jałmużny poczciwie żyją po siedem łokci czarnego, grubego sukna dla mężczyzn i po pięć łokci taki dla kobiet".
Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 2000,nr 15 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.