Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Jonkowe zowitki
Dział:

 Jonkowe zowitki

- fragment powieści "Wyłom" Marii Wardas

 

Jadwiszka pozbierała wszystkie miski i pomyła je w cebrzyku, po czym ociekające ustawiła do góry dnem na blasze, żeby wyschły.
Ukończywszy to, wzięła się do n starego prześcieradła na mniejsze części, obrabiając ich brzegi rzadkim ściegiem igły.

- Wystarczy mi sześć pieluszek - szepnęła do siebie i zamyśliła się nad najbliższą przyszłością.

Z żalem pomyślała, że już niedługo nie będzie jej wolno nosić w opuszczonym do i warkoczu szerokiej wstążki związanej w kokardę, lecz luźno puszczone w dół jej ki upokarzający uwiedzioną dziewczynę zwyczaj, piętnujący przed opinią ludzką jej upadek.


Już niedługo nikt nie powie na nią "dziołucha", a zowitka, bo się nie szano w panieństwie. I jak spojrzy potem w oczy ludzi okazujących jej pogardę? Czy będzie b tyle siły, by żyć w tym upokorzeniu z nieszczęśliwym dzieckiem?

W sobotę, jak zwykle, już o wczesnej, bo czwartej godzinie po południu robol wyjeżdżali do swych rodzin. Jadwiszka również pojechała do matki, zabierając ze sobą na wszelki wypadek uszyte pieluszki, ramki gotowe już, wyhaftowane gorsety w nadziei może po połogu uda jej się wyrwać na pół dnia do Skoczowa i sprzedać je w sklepie.

Matka powitała córkę wymówkami:

- Pon sie jargo, żech cie puściła na kucharkę do robotników, i straszy, że mnie z kwa pańskiego wyciepie. Ktoś mu doniósł, żeś jakoby ty namówiła tych wolorzy i pogonie pańskich do roboty ku zieleźnicy. Toż okropnie na ciebie przezywo przed wszysli pańszczorami. Mnie sie wtedy za ciebie najwięcej dostało. We strzode byłach w pańs stodole przy robieniu powróseł, to skokoł przede mną jak wróbel na nici i wrzeszczoł on znajdzie na ciebie bicz, że jeszcze będziesz klęczeć przed nim i potulnie całować j cholewy. Brożka żaden nie chce wydać, że to on namówił swobodnych wolorzy zieleźnicy, bo ma na kumorze starych ojców i przygłupią siostrę, co leży w łóżku od p roków. Kaby sie borok z tymi starymi ojcami podział, jakby go pon wygnał z kwatyry? 1 Brożek jest cicho. Przychodzi czasem tu i prawi mi, czy sie na niego niego nie boczy Prawił, że jakby sie pon tak bardzo zawziął i wymówił moją izbeczkę, to będzie musiał! przyznać, bo nie chce mieć mojej krzywdy na swoim sumieniu.

- Kiesi przyjdzie kara na tych przeklętych panów za te krzywdy na chudobnym naroda1

- syknęła Jadwiszka przez zaciśnięte zęby.

- Nie przeklinaj, dziołucho, jak chodisz w takim stanie, bo to sie może na dziecku «

- przypomniała matka patrząc bojaźliwie na córkę.

- Choćby nie wiem co robił, nie dam sie - powiedziała opuszczając w dół dfa i siadając na ławie.



Zmęczenie i usłyszane wiadomości tak na nią podziałały, że nie mogła nic jeść. Poło! się więc wcześniej do łóżka. W niedzielę nie poszła już do kościoła.

- Idźcie wy, mamulko, ja będę warzyć obiad - zdecydowała, zwłaszcza, że zaczął odczuwać co jakiś czas bóle w krzyżach.

- Może pójść po Szobliczke? - zaproponowała zaniepokojona matka. Jadwiszka uśmiechnęła się łzawo:

- Pocieszacie mnie, mamulko, ale w to sami nie wierzycie, żeby do mnie przyszła. Żadna ślubna baba nie przyjdzie do zowitki pomóc przy połogu. Jak se to wszystko przypomnę, co omie teraz czeka, strach mne oblatuje. Co będzie ze mną, jak będę mieć ciężki poród? Stracę robotę przy kolei, jak na czas nie przyjdę do roboty, a tu żyć między ludziami na pośmiewisko - ciężko. Czemuch was wtedy nie posłuchała i nie straciłach tego, choć to już we mnie żyło?

- Teraz nieskoro, Jadwiszko, narzekać! - słowa matki, choć były twarde, ale córka czuła w nich nutę współczucia i troski.

- Najgorzej to będzie tych pare pierwszych miesięcy, a potem, jak ludzie do mnie przywykną, przestaną na mnie wydziwiać. Wolę to, niż popełnić ciężki grzech - wyznała wreszcie ze skruchą wyjmując z tłumoczka pomięte pieluszki i hartowane gorsety.

- Ciężko ci będzie przywyknąć i słuchać obmówisk ludzkich, a ja cie obronić nie mogę. Dziewczyna westchnęła:

- Może to dzieciątko będzie moją podporą na starość. Może mi nie będzie wypominać pojego grzechu, może stanie się czymś lepszym niż ja i może, jak urośnie, świat stanie się

szy i przygarnie go do siebie.

- Ty zawdy chodzisz po niebie zamiast po ziemi. Tych cesz, żeby twoje nieślubne :ecko, dziecko zowitki było czymś? Opamiętaj sie, dziełucho, a padnij na kolana i błagaj

onbóczka o przebaczenie za twoją pychę.


Widząc przez okno ludzi idących do kościoła, Szpałkula wyszła z izby zgnębiona rozżalona.
Wróciwszy z sumy zastała cókę w rozmyślaniach, szykującą obiad.

- Przestało cie boleć? - spytała matka drżąco.

- Przestało - odparła nie okazując ochoty do rozmowy.

- Wiesz, że paniczka ze zómka też sie rozsypie dziś, juro. W tym tydniu był u niej trzy j dochtór ze Skoczowa - przyniosła jej z kościoła najnowszą wiadomość.

przyszła, matka ocknęła się z zadumy:

i- A to teraz wiem, czemu tak pon gonił za dziołuchami jak kohut za kurami. Chciał Lojąpaniczke uszanować, to se na dziewkach używał. Na pooranym obliczu komornicy odbił się pogardliwy grymas:

i - On jest zawdy jednaki, czy jego paniczka chodzi nie sama, czy bez brzucha. To już taki »ypasiony wieprzek, co dostał wścieklizny. Żadnej chudobnej dziołuse nie popuści, bchuje sie jeny z siedlaczymi, bo za nimi stoją bogaci ojcowie.

; - Teraz to macie pokój z chodzeniem na pański, bo w zimie nie ma tela roboty - zmieniła orka przykry dla niej temat.

I Na, toć mało chodzę, ze dwa albo trzy razy na tydzień do stodoły ku młócce albo rzebieraniu ziemniaków w piwnicach.


Jadwiszka po obiedzie zaczęła wykańczać haftowane gorsety. Poprosiła matkę o zastąpie-ie jej na okres rozwiązania w kucharzeniu robotnikom.

- Nie ma już tela roboty w zimie, to sprowca ani sie nie przypomni o mnie, jak mnie nie uwidzi. Insze komornice opuszczają dnie i nic im za to nie prawi, to ja też mogę. Rada cie zastąpię. Dobrze jeszcze, że to trafiło w zimie, bo w lecie bych cie nie mogła zastąpić i musiałabyś odejść od robotników.


Było ju po północy. Zmęczona hafciarka odsunęła ramki z aksamitem i udała się na spoczynek, by za trzy godziny obudzić się na skutek ponownych bólów. Matka, wytrącona ze snu krzątaniem córki, zagadnęła:


- Zbierasz sie do Jaworzo?

- Nie , bo jeszcze czas, ale sie mi zdo, że to już nadchodzi i wy będziecie musieli iść za mnie kucharzyć.

- Czuj es boleści? Skinęła głową zaciskając usta. Komornica zerwała się z łóżka ubierając się szybko.

- Pójdę do Gruszczyczki i powiem jej, żeby po śniadaniu przyszła na ciebi dojrzeć.

- Dyć myślę, że se dam sama radę. Niecki żech już narychtowała do kąpieli małego. Szpałkula nie słuchała córki, ale odziawszy się ciepło dużą chustką wybiegła do sąsiadki.

- Wróciła po dłuższej chwili z uradowaną twarzą:

- Przyjdzie do ciebie po śniadaniu, a jak będzie źle, to obiecała, że poleci po Szobliczke. Na obliczu cierpiącej zaszkliły się niesforne łzy.

- Dobrzyście są dla mnie, mamulko. Tak mi was żal, że przeze mnie musicie brodzić we śniegu do Jaworza więcej jak półdrugo godziny - westchnęła odwracając od niej twarz.

- Ty też będziesz dobra dla swojego dziecka, bo to już leży w naszej babskiej naturze. Ale - uderzyła się pięścią po czole - przeca Brożek jeździ raniutko z mlekiem do Bielska, to mnie przybierze na wóz. Wiela jest godzin?

- Sztwierć na piątą.

- To wyglądaj, Jadwiszko, przez okno i jak uwidzisz wóz z mlekiem, zawołaj na Brożka, żeby na mnie dozckoł - mówiła matka dziwnie podniecona, kończąc ubierać się.

- Weźcie se moje butki, są cieplejsze. Będzie wam cieplej na wozie - zaproponawała córka.

- Dyć ci sie przydadzą w chałupie - broniła się matka.

- Weźcie, weźcie - namawiała córka wypatrując przez szybę znajomego wozu. Ukazał się niebawem.

- Już jedzie, mamulko. Jedźcie z Ponbóczkiem. Brożku doczkejcie kapkę! - zawołali z progu.

- Z Bogiem Jadwiszko... Niech ci sie poszczęści... - głos zatroskanej matki drgał dziw­nie rzewną nutą, gdy ostatnim rozpaczliwym spojrzeniem objęła postać córki.

Dziewczyna po odjeździe matki rzuciła się na łóżko.

- Żeby ta Gruszczyczka już przyszła - jęczała.


Gruszczyczka nie przyszła po śniadaniu o siódmej ani o ośmej, nie przyszła o dziesiątej, gdy chora nieprzytomna z bólu zsunęła się na podłogę i z chwilą minięcia ataku zasnęła krótkim, pokrzepiającym snem.


Nadszedł nowy atak bólów i Jadwiszka otworzyła oczy.

Z trudem powstała z ziemi. Otarła fartuchem zimny pot z twarzy i chwiejąc się na ihionych nogach podeszła do kuchni. Rozpaliła ogień. Nastawiła mleko i kawę nie ńając o garnku czystej wody dla kapeli niemowlęcia. Czuła się głodną, więc szła do półki, gdzie matka przechowywała chleb. Znalazła tam również garnuszek '. Posmarowała chleb. Zaledwie skosztowała, napadły ją nowe bóle, tym razem ze "owaną siłą. chciała jeszcze usunąć z blachy mleko na brzeg, żeby w tym czasie nie

j, gdy potężny ból rzucił ją na łóżko, żuła duszności. Wzrastające fale bólu odbierały jej przytomność. Zatraciła poczucie i rzeczywistości.

rozchodzący się po izbie przyprowadził ją do przytomności. U nóg jej kwiliło lę. Z trudem wstała, owinęła dziecko w pieluszki i położyła je w przygotowaną ę, któr miała odtąd służyć do kąpieli i jako kolebka do spania dla niemowlęcia.

ła z blachy resztki wykipiałego mleka, nalała w parującą wodę zimnej, sprawdziła temperaturę ręką i zabrała się do pierwszej w życiu kąpieli własnego dziecka, miała o głodzie. Umysł jej i ręce zajmowała maleńka istotka, obwieszczająca swoje .bycie na świat donośnym płaczem. W tej właśnie chwili wymytą zawijała w poduszkę, dosłyszała dzwonki sanek sunących szybko pod oknami z stronę zamku. Siedział w nich zakutany w fartuch lekarz ze Skoczowa, częsty gość zarządców szów.

miesiąc później podczas sumy w kościele Jonek, znajdujący się na chórze przy ach, zobaczył idącą z dzieckim na ręku Jadwiszkę dokoła ołtarza, jak tego wymagał d wywodu.


Sa ten niezwykły widok w ławkach, gdzie siadali bogatsi gospodarze i kobiety, zaczęto tern wyrażać zgorszenie wywołane zuchwalstwem wyrobnicy dworskiej, która widać ugrzęzła w rozwiązłym życiu, że zatraciła poczucie wstydu, ody Rajwas przystanął przed kościołem i witając się z sąsiadami słyszał słowa enia na Jadwiszkę. Wypowiadano opinię, że dziewczyna mając nieślubne dziecko nie ra chrzcić go ani iść na wywód w niedzielę, by nie wywołać zgorszenia wśród nych na nabożeństwie. Taka powinna to zrobić w dzień powszedni, aby się ze swoim -hem niz pokazywać ludziom na oczy. Stąd postępek Jadwiszki potraktowano jako walstwo i wyzwanie rzucone nabożnym parafianom. Najbardziej oburzali się znani we z nocnych wycieczek do dworskiej obory.

tego chóru obłudników dołączył się Jonek, raz ze wględu na solidarność, po drugie odwrócenia podejrzenia, że on jest ojcem dziecka Jadwiszki.


Ciekawych, kierego też Jadwiszka będzie skarżyć do sądu? - dosłyszał Jonek pytanie I mężczyzn.

Jeśli to miała z panem ze zomku albo ze sprowcą to na nich do sądu zowitka nie 'dzie, boby ją po społu ze starą Szpałkulą wyciepali z pańskiej izby. Ale jeśli to -jstrowała z pachołkiem z dziedziny, bęzzie go to kosztowało - dorzucił inny głos. A jeszcze do tego, jeśli to był siedlaczy syn.

Może to był wolorz, to sie z zowitką ożeni i po całym kramie - komentowano, mysły ludzkie ścigały Jonka przez całą drogę do domu. Obawiał się on zemsty uwiedzionej dziewczyny. Mogła przyjść do żony i zażądać polubownie odszkodowania, jak to uczyniła przed kilkoma laty Donocikówna, córka budziorza, którą wreszcie rodzice potrafili udobruchać kilkoma dukatami. Teraz jednak, kiedy był już żonaty, nie m dopuścić do tego, by Hanula o tym wiedziała, zwłaszcza o Jadwiszce. Musiał tern zapobiec za wszelką cenę. Należało się spieszyć, bowiem niedawno jeszcze jego kompan z lat kawalerskich, Wałachów Paweł, niedwuznacznie dał mu do zrozumienia, że Koniorowa Zofijka zamierza go skarżyć o alimenty dla nieślubnego dziecka. Zatrząsł się cały z przejęcia na myśl, jakby na to żona zareagowała. Gdyby choć była w jego wieku, może byłaby wyrozumialsza na jego dawne miłostki, ale Hanula miała teraz siedemnaście lat i spodziewała się dziecka. Myśl, że żona pod wpływem tych wiadomości mogłaby uciec od niego do swojej matki w Wiślicy i powstałyby z tego powodu plotki i urągania ojca - kazała mu szukać gorączkowo wyjścia. Skierował kroki do kuchni, stamtąd do izby sypialnej rodziców. Chwilę nasłuchiwał, czy kto nie nadchodzi. Upewniwszy się, jednym ruchem skoczył ku łóżku swej matki. Zagłębił palce w znajome miejsce pod siennikiem. Wyczuł twardy przedmiot. Wyciągnął pośpiesznie skrzynkę i otworzył wieko. Zdumiał się. W skrzynce znajdowały się złote dukaty. Było ich dużo. Bez namysłu wsunął do kieszeni spodni garść jedną i drugą, po czym skrzynkę wepchnął na poprzednie miejsce Szybko przygładził pomięte łóżko i wyszedł na podwórze nie oglądając się za siebie. Puścił się drogą do dolnego folwarku.


Zapadał już zmierzch. Gdzieniegdzie było widać światła w oknach siedloków. Na drodze spotkał pańską kolasę z rozpartym w niej proboszczem. Uchylił przed nim kapelusza.
Spieszył się, by go nie opuściło postanowienie. Szybkim krokiem wszedł do czworak dolnego folwarku. Zapukał do znajomych drzwi Koniorkówny, przed paru laty często prze niego odwiedzanej.

- Wolno! - odezwał się wewnątrz bezbarwny głos kobiecy. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi.

- A ty co tu masz do roboty? - przywitała go gniewnie stara komornica o wyblakłych oczach i pomiętej twarzy.

Siedziała pod oknem w okularach na nosie i łatała fartuch.

- Zofijki nie ma? - spytał obcesowo.

- Nie ma.

- Kiedy przyjdzie?

- A bo ja wiem? - odparła Koniorka nie przerywając szycia.

- Kaj poszła?

- Cóżeś z nieba zlecioł? To nie wiesz? Na służbę do Bielska.

- Downo?

- O, już temu będzie z rok.

- A synek ka sie chowie? Spod okularów padło na Jonka męczeńskie spojrzenie. Z westchnieniem oparła dłonie na

kolanach.

- Oddała go za swe jednym państwu, Niemcom, bo oni swoich dziecek nie mają. Zofij

nie mogła przeboleć tej gańby, że ją wszędy nazywają zowitką a dziecko bękartem. To mnie samą zostawiła i uciekła do Bielska na służbę. A jo teraz muszę za nią cierpieć. Pon krzeczszy, że mnie w pańskiego kwatyru wyciepnie. Onemu to za mało, że z jednej izbeczki jeny jeden wyrobnik idzie na pański. | Młody Rajwas stracił na minie:

| -Rozwożyłech se to dzisiaj wszystko i postanowiłech zapłacić Zofijce na dziecko parę Ryńskich...

Wyjął z kieszeni kilka złotych monet i położył nonszalznckim ruchem na stole. [ Komornica na widok takiego bogactwa zaniemówiła z wrażenia. Odłożyła łaty przykrawane nożycami na dziury fartucha i wstała z ławy:

i - Kieby cie sumienie ruszyło rychlej, wszystko byłoby inaczej. Zofijka nie poszłaby na służbę do niemieckiego domu i nie oddałaby im dziecka za swe. Czy ty wiesz, co ona jeszcze dzisiaj cierpi? Była za mamke do swojego dziecka, a nie śmiała sie przed żadnym do tego przyznać, bo jej państwo zakazali. Synkowi idzie drugi rok, szwandrocze po niemiecku i wrzeszczy już po Zofijce, co jest jego służką a państwo są z tego radzi. Zofijka już tam wydzierżeć nie mogła i od Nowego Roku poszła na służbę o inszych państa. A jej synek już sie nie nazywa Konior, a Urbach i ani pomyśli, że ta zaharowana służka jest jego matką. Przez ciebie Zofijka zawiązała se całe żywobycie, bo komornicza cera, zowitka, nie może sie przeca wydać, bo nie ma pieniędzy na wiano i idzie za nią ubliżanie ludzkie. Do śmierci będzie ona bogaczom od łóżka nocniki odnosić. | Słowa matki Zofijki stropiły nieco Jonka.

I - Tak, synku - ciągnęła z bezmiernym smutkiem w oczach Koniorka - kieby cie naprawde sumienie rychlej ruzsyło, nie musiałabych sie tela napłakać po Zofijce, boch już swoje dziecko straciła na zawsze, tak ją miasto odmieniło. I nie wiem, czy jak dostanie te pieniądze, może odebrać tym Niemcom dziecko, kiedy jest na nich zapisane - westchnęła ocierając brudnym fartuchem zapotniałe okulary. Uwodziciel córki komornicy nie mógł dłużej słuchać bolesnej skragi skrzywdzonej >biety. Pragnął się stąd wydostać jak najprędzej. Zniecierpliwiony skierował się do wyjścia.

- Nia mam wiela czasu. Zostańcie z Bogiem.

Skierował się do zamku. Gdy wszedł do izdebki Szpałkuli, obie kobiety przywitały go ionym spojrzeniem. Jadwiszka siedziała za stołem i jak zwykle haftowała, matka sała niemowlę przy kuchni.

Czy nie za niskie progi na siedlaczego syna nogi? - spytała Jadwiszka zaczepnie, osząc oczy znad ramek aksamitu.

- Cóżeś taka ostra? - Jonek nagle stracił rezon.

- Przestałach już być potulną jak kiedyś na służbie u Rajwasów. Teraz, jak ma dziecko, biłach sie insza i każdemu, co mi będzie chciał ubliżyć - błyszcza wydrapię.

- Ja ci nie chcę ubliżyć - spróbował hardości Jonek.

- Aleś to zrobił, żeby mną ludzie pomiatali i ubliżali - warknęła nawlekając w igłę abną nitkę.

- Ja sie jej nie mogę nadziwić, że nie chce żadnemu sie przyznać, kto jest ojcem Tytuska

- odezwała się gniewnia Szpałkula.

Młody Rajwas westchnął z ulgą na tę ważną wiadomość. Obawaiał się jednak podstępu. Przyczaił się. Ze skruchą w głosie wyznał:

- Po to żech tu przyszedł, żeby sie z Jadwiszką domówić... Hafciarka zmierzyła go pogardliwym spojrzeniem.

- Jadwiszką jestem jeny dla mojej mamulki i kamratek, a nie dla ciebie! Nie mam nic do I rzeczy z takim cygónem. Bo wtenczos, jak syn starego Rajwasa obiecowoł sie ze mną I ożenić - chodził na smowy do Wyrwołów we Wiślicy.

- To ojcowie tak postanowili... Jadwiszką zaśmiała się kpiąco:

- A cóż to, Jani cek Raj wąsów to takie malutkie dzieciątko, że nie ma swojego głosu i I musi się dać ojcom za rączkę kludzić?

- Dobrze ci tak prawić Jad... - nie dokończył z obawy ściągnięcia na sibie jej gniweu -jakżeś wolna. Jakbych sie postawił, to by mi ojcowie mogli nie dqć gospodarki - tłumaczył się pokornie.

- Czego sie bać? Komuż by gospodzcy dali grunt, jak nie mieli więcej dziecek?

- Jo też potem przyszedł do rozumu, ale jak było nieskoro...

- Przestań mi świecić, z wyłóż sprawę i idź, skądżeś przyszedł, bo ja dla siedlaczego syna Rajwasów czasu nie mam - ton głosu hafciarki był oschły.

Przejęta Szpałkula próbowała jakoś załagodzić nieco szorstki ton córki:

- Dyć se siednij kapkę. Niedziela, to żoden cie do roboty nie pili - wskazała mu ławę w I pobliżu kołyski.

Zażenowany usiadł, czując się coraz bardziej onieśmielony nieprzejednaną postawą dziewczyny.

- Chciołech sie podziwać na synka - niezręcznie się tłumaczył.

- A po co? Przeca dziecko zowitki jest wyklęte przez porządnych ludzi, takich jak twoi ojcowie, bo co nieślubne, jest grzeszne i godne potępienia.

Szpałkula, siedząca z tyłu za córką i kolebiąca wnuka, wyciągnęła go z kołyski i podeszła z nim do Jonka.

- Podobny o ciebie jak dwie krople wody. I choćby sie Jadwiszką żodnemu nie przyznała, kto jest jego ojcem, to jak Tytusek wyrośnie, każdy w nim ciebie pozno.

- Chciałbych dlo niego zostawić kapkę pieniędzy, żeby mnie Jadwiszką nie musiała skarżyć do sądu.


Dotknięta tymi słowami hafciarka z wrażenia ukłuła się igłą w palec. Syknęła z bólu, natychmiast wysysając ukazującą się krew.

- Prawiłach ci na twoim wiesielu, że żoden nie będzie wiedział, kto jest ojcem mojego synka, Tytuska. To cie sądzić o pieniądze nie będę. A pieniędzy mi sie nie waż dawać. Gdybych dziecka nie chciała, to bych go mogła w sobie zabić. Dziecko se wychowam bez twojej pomocy. Nie chce. waszych przeklętych, wydrzytych z biedoty pieniędzy, boby mi I przyniosły nieszczęście! - mówiła w podnieceniu nie patrząc na niego.

Szpałkula porozumiewawczo spojrzała na Jonka. Zrozumiał jej niemą zgodę. OstrożnyJ ruchem wyjął z kieszeni złote monety i włożył w pustą kołyskę uważając, by o siebie nil

stuknęły i brzękiem nie zwróciły uwagi Jadwiszki. Haftując aksamit mruczała gniewnie.

- Pokażę wszystkim ludziom, że wychowam sama dziecko na porządnego człowieka. Bo to nieprawda, że nieślubne dziecko zowitki jest gorsze od ślubnego.

Młody Rajwas w milczącym porozumieniu ze Szpałkulą zabierał się do wyjścia.
- Dyć nie bądź dla mnie tak zagniewana i ostra - próbował się zbliżyć do hafciarki wyciągając rękę na pożegnanie. Udała, że tego nie dostrzegła.

- Jo z cygónami nie chcę mieć nic - warknęła odwracając się do niego bokiem.

- Z Bogiem Szpałkulo - pożegnał skinieniem ręki starą kobietę.


Za drzwiami nacisnął czapkę nz czoło i odetchnął. Był teraz pewny, że ani Jadwiszka, ani Zofijka nie będą go skarżyć o alimenty. Nie wiedział tylko, jak się rodzicom wytłumaczyć z samowolnego czynu. Jednak zdawał sobie sprawę, że w matce ma sojusznika i że ta w razie gniewu ojca potrafi go udobruchać.

 

Kalendarium pochodzi z „Kalendarza Miłośników Skoczowa” 1999, udostępnionego dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.