Sylwia Chrapek
Historia malowana światłem
Zaczęło się od pierwszych zdjęć w liceum. Wtedy jeszcze analogowych, klisz, magicznego, teraz już nieco zapomnianego, w dużej mierze wypartego przez erę cyfrową, procesu wywoływania. — Razem z koleżanką robiłyśmy zdjęcia Zenitem, potem wywoływałyśmy klisze i zdjęcia w łazience. To była świetna zabawa. Wróciłam do fotografowania, kiedy pojawiły się pierwsze „cyfrówki”. Wtedy kupiłam swój pierwszy aparat i... się zaczęło.
Katarzyna Pietraszko przychodzi na świat w Bielsku-Białej. Tam uczy się, poznaje przyjaciół, zaczyna pracę. Później przeprowadza się do Skoczowa. Po paru latach znowu postanawia wrócić do rodzinnego miasta. Niezmienna pozostaje jednak pasja, którą ciągle pielęgnuje. Fotografia. Od początku szukała, próbowała i eksperymentowała na własną rękę. To, co udało się wypracować na przestrzeni lat, to efekt skumulowanych małych zwycięstw i porażek własnych i tych zauważonych u innych fotografów. — Jestem samoukiem, kupiłam książki, podpatrywałam innych, założyłam konto na fotograficznym portalu internetowym i zaczęłam publikować pierwsze swoje „wypociny” — snuje opowieść o swoich fotograficznych początkach. — Poznałam wielu fajnych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dziś, często razem organizujemy plenery fotograficzne i spędzamy razem czas — mówi.
Fotografia ma różne oblicza. Dana tematyka narzuca zwykle określone schematy, które z czasem trzeba łamać. To proces. Czasami dążenie do celu, do własnego i niepowtarzalnego stylu trwa latami. Jednak, jak mówią, każda, nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. — Zaczęłam od fotografowania kwiatów, przyrody i martwej natury. Nie ukrywam że to mój ulubiony temat — mówi z uśmiechem. Z czasem fotografka przyjmuje też pseudonim „mycatherina”. — Wujek ze strony mojego męża tak do mnie mówił, kiedy się ze mną witał. Tylko to nieco zmodyfikowałam — wyjaśnia. Budowane mozolnie na różnych portalach portfolia opatruje właśnie tą nazwą.
Swoje prace prezentuje głównie w sieci. Ma też za sobą dwie autorskie wystawy, w Warszawie oraz w Wiśle. To mało? Dużo? Ciężko to ocenić. Jedną z przeszkód, utrudniających częste wystawy są wysokie koszty. — To bardzo dobra forma prezentowania swojej twórczości, ale jeśli nie znajdzie się sponsora...
Obecnie w sieci można znaleźć pokaźną galerię prac Katarzyny Pietraszko. Doświadczenie zbierane latami procentuje. Zdjęcia wyróżniają się niezwykłym klimatem, pięknym światłem, umiejętnie dobranymi kolorami i tym czymś, co ciężko opisać z racji nieuchwytności. Idealnie pasuje tu cytat Roberta Bressona, którym Katarzyna Pietraszko posługuje się na swojej stronie: „Fotografując, staraj się pokazać to, czego bez ciebie, nikt by nie zobaczył”. Artystka potrafi też, jak mało kto, zatrzymać za pomocą matrycy aparatu kobiece piękno. — Od jakiegoś czasu fotografuję ludzi, głównie kobiety i dzieci — opowiada. — To wdzięczny temat. Ktoś kiedyś napisał, że jesteśmy tyle warci, ile możemy podarować innym. Wykonuję zdjęcia, ciągle się uczę, a znajomi mają fajną pamiątkę — mówi. Modele? — To z reguły znajomi, znajomi znajomych, i rodzina — odpowiada. Sesje fotograficzne z ludźmi to niemałe wyzwanie. — Generalnie jest zawsze większy stres przy fotografowaniu ludzi. Zależy mi na tym, żeby fajnie uwiecznić dana osobę, pokazać jej atuty, a ukryć wady, bo nikt z nas nie jest idealny — mówi. To nie przyćmiewa jednak radości zamykania czasu i wspomnień w kadrze. — Jeśli widzę, że dana osoba jest zadowolona z wykonanych zdjęć, to dla mnie najlepsza nagroda i satysfakcja. — Warto tu dodać, że praca fotografa nie ogranicza się tylko do naciskania spustu aparatu i ewentualnej późniejszej obróbki. To także godziny spędzone na planowaniu, poszukiwaniu wyśnionych plenerów, konfrontowaniu swoich pomysłów z pozostałymi uczestnikami sesji czy tak banalnych sprawach, jak... zrobienie wianka. — Lubię osoby kreatywne, które potrafią przygotować się do sesji i mają swoje pomysły i marzenia. To bardzo ułatwia sprawę. Często sama pomagam im w realizacji pomysłu. Kupuję w ciucholandach ciekawe kreacje, które potem wykorzystujemy w projektach. Przygotowuję też choćby wianki z kwiatów.
Odnośnie do kwiatów. To od nich się zaczęło. To one pozostały silna dominantą w jej twórczości — Najbardziej lubię je fotografować, dlatego zawsze będzie to dla mnie priorytet — mówi. Jak przyznaje, to w tych zdjęciach najbardziej uwidacznia się jej unikalny styl. Oglądając w sieci prace różnych osób, z łatwością można wyłowić te należące do artystki. Są rozpoznawalne. — Myślę że odnalazłam swój własny styl. Fotografując, już w mojej głowie powstaje pomysł, jak będzie wyglądało dane zdjęcie w ostatecznej formie. Bardzo lubię bawić się kolorami i głębią ostrości — dodaje. — Często wykonuję swoje zdjęcia przy pomocy starych, analogowych obiektywów, które za pomocą przejściówki można z łatwością przykręcać do cyfrowego body. Efekty są fantastyczne, ale nie jest to łatwe zadanie, wymaga cierpliwości i skupienia. Trzeba wykonać kilka ujęć, żeby wybrać to najlepsze — zdradza.
Czasami jeszcze wraca do swoich początków, nie tylko do kwiatów, ale i do fotografii analogowej. — Zdjęcia takie wykonuję sporadycznie i wyłącznie dlatego, że mam niewiele czasu na fotografowanie. Cyfrówka to przede wszystkim wygoda i niskie koszty. Od razu można wstępnie ocenić i zobaczyć zdjęcie.
A jaki jest sekret dobrego zdjęcia? — Co jest najważniejsze w fotografii? Bez wahania odpowiem że światło, a najpiękniejsze jest to w „złotej godzinie”, czyli zaraz po wschodzie słońca i godzinę przed zachodem. — Wystarczy spojrzeć na jej zdjęcia, by pozbyć się wszelkich wątpliwości. Tylko poranne i wieczorne promienie potrafią tak pięknie „namalować”, czasami z pozoru powszednie krajobrazy. Nawet to, co zwykłe, nabiera uroku i magii. — Dlatego te najcenniejsze zdjęcia powstały właśnie wczesnym świtem, kiedy dzień budzi się do życia, dywany mgieł ścielą się nad łąkami, a promienie słoneczne przechodząc przez te drobne kropelki wody, tworzą świetlny bajkowy spektakl — opowiada z pasją. — I nigdy nie wygląda to tak samo. Za każdym razem to inna bajka, inna historia. Trzeba śledzić prognozy pogody, czekać na odpowiedni moment... wczesna wiosna i późna jesień najbardziej się do tego nadają... I nie trzeba wstawać w środku nocy — dodaje z uśmiechem. Ważne jest też miejsce. To, do którego lubi wracać, to zakątek nad rzeką Rudą w okolicach Rybnika. — Zabrała mnie tam kiedyś koleżanka i to jest to ulubione miejsce, gdzie wracam często z aparatem. Piękny kawałek świata!
Najważniejsze dla niej zdjęcia, to te umiejętnie ukazujące ukochane przez artystkę kwiaty oraz cały świat przyrody okraszony mgłą, pierwszymi promieniami słońca i tajemnicą. — Zdjęcia kwiatów i te wykonane o świcie są mi bliskie.
Fascynują mnie motyle, w szczególności te jedne z najmniejszych, z rodziny modraszkowatych. Kilka lat temu zrobiłam im bardzo udaną serię zdjęć nad Biebrzą. I z tych zdjęć jestem bardzo dumna — mówi z radością.
Mimo bogatego doświadczenia i niepodważalnego profesjonalizmu, Katarzyna Pietraszko przyznaje, że fotografia to dla niej wielka pasja, ale tylko pasja. — To ciągle tylko moje hobby, ale nie ukrywam, że mógłby być to sposób na życie.
Jakie są jej fotograficzne marzenia? — Toskania — odpowiada jednym tchem. — Chciałabym kiedyś tam pojechać — mówi — to chyba to najważniejsze... bo każdy ma prawo marzyć inaczej — dodaje.
Z pewnością Katarzyna Pietraszko będzie też nadal kontynuować swoją przygodę z fotografią, ciągle tworzyć i rejestrować nowe historie. Bo każde zdjęcie to inna historia. Wszystkie razem, to zaś niedokończona, złożona ze spotkań, ludzi, miejsc, nieuchwytnych wspomnień, blasku dnia i ożywczego chłodu poranka, ciągle rozwijająca się historia fotografa...
Kalendarium pochodzi z „XVI Kalendarza Miłośników Skoczowa” 2015, udostępnionego dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.