Angelika Ogrocka
„Z muzyką chcę trafić do każdego” — refleksje Davida Fly’a
Plany na przyszłość?
Priorytetem jest dla mnie wydanie drugiej płyty. Materiał już w większości jest gotowy, brakuje jednak warunków finansowych. Z tym wiąże się jeszcze inna kwestia. By dotrzeć na koncerty potrzebny jest transport. Nie posiadam prawa jazdy, a to znacznie ułatwiło by mi życie, ponieważ komunikacja miejska bardzo ogranicza możliwości. W najbliższym czasie planuję więc je zdobyć. Chciałbym też kupić Volkswagena T3, takiego kampera i objechać nim Europę. Było to zawsze moim marzeniem, przy okazji promowałbym również moją płytę.
Staram się nie zamykać na konkretny gatunek, choć kojarzony jestem głównie z folkiem. Mam też pomysł na współpracę z chórem dziewczyn z zaprzyjaźnionego zespołu, z którymi chciałbym wykonać kilka piosenek. W planach znajduje się nagranie wspólnego teledysku z Silesia Video Session — działaliśmy już razem przy singlu „Hope”. No i oczywiście będę nadal koncertował, grał, komponował.
Jak podsumowałbyś to, co wykonałeś do tej pory?
Wiele jeszcze przede mną. Z płyty jestem dumny, choć zdaję sobie sprawę, że nie jest doskonała. Zastanawiam się więc, czy nie zrobić remasteringu i wydać ją totalnie inaczej.
Nie zależy mi na tym, by być w telewizji, choć co niektórzy mogli mnie tam wypatrzeć. Jest mi to niepotrzebne, bo kontakt z fanami mam cały czas. Zazwyczaj przy sprzedaży płyt na koncertach, ale też w czasie grania na streecie. Fajnie, kiedy pojawi się jakaś „świeżynka”.
Debiutancki album?
Wydałem go sam. Oczywiście, mogłem zrobić to w jakiejś wytwórni, jak np. w Universalu, dzięki Voice of Poland. Jednak te wszystkie umowy, w których trzeba zrzec się praw do swoich utworów — to nie dla mnie. Każdy utwór napisałem i zaaranżowałem samodzielnie. A później wydałem płytę.
To najlepszy album, jaki byłem w stanie zrobić w tamtym momencie. Nie miałem producenta, a co za tym idzie, wystarczającej ilości środków. Miało to też swoje plusy — nagrania stanowiły fajną przygodę. Jednak słychać brak doświadczenia i techniki. Jestem niesamowicie wdzięczny chłopakom za to, że wzięli udział w tym projekcie. Zrobili to zupełnie za darmo. A płyta jest unikatem, wydanie miało jedynie tysiąc egzemplarzy.
Pierwszy koncert w Skoczowie?
Chyba to ten, kiedy aranżowałem kolędy. Jednak debiutancki, profesjonalny koncert odbył się w skoczowskim kinie w ramach Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Piekiełko”, do którego należę. Żałuję, że nie graliśmy lepiej. Nagraliśmy nawet melorecytacyjną piosenkę „Tlen, eleven” będącą przedłużeniem losów bohaterów wyświetlanego wówczas filmu Tlen. Gdy wróciłem z Anglii, stwierdziłem, że muszę osiągnąć sukces muzyczny. Koncertowałem wtedy w wielu miejscach na mapie Skoczowa. W tym czasie rozpocząłem też koncertowanie z Hi Fly Acoustic Trio.
Pierwsza kapela?
Secret Language. Dotarłem do nich przypadkiem. Na jednej z imprez powiedziałem znajomym o tym, że odbywa się casting na wokalistę. Chciałem pójść, bo lubiłem śpiewać. Myślałem, że zostanę wyśmiany, a oni mnie praktycznie tam wypchnęli. No i działaliśmy razem pięć lat, choć, jak to mówią, tworzyliśmy raczej zespół — graliśmy raz na rok. Byłem najmłodszy w składzie. Wzięli mnie, bo wiedzieli, że chcę grać bluesa, folka. Niestety nie mieliśmy lidera. I na dodatek każdy pracował, miał dzieci, rodzinę. Koncertów za wiele też nie graliśmy, może z pięć razy się zdarzyło. Ostatecznie zawiesiliśmy wspólne granie.
Początki wokalne?
Nie pamiętam, kiedy zacząłem. Zawsze lubiłem śpiewać. Po pewnym czasie postanowiłem zapisać się do profesjonalnej szkoły. Dała mi dużo pod względem wokalnym oraz wykształcenia świadomości muzycznej. Gdy zaczynasz pracować nad śpiewem, każdy mówi: „wow”, a ty myślisz sobie: „nareszcie”.
Wychowałem się na soulu, gospel czy r’n’b. Nie jestem w stanie grać tego dobrze w Polsce, nie mając dojść do ludzi z akademii muzycznej. Zaczynałem oczywiście najprościej, jak każdy, od coverów. Wystarczy wrzucić własną aranżację hitu, a ludzie szukając oryginału jakoś na ciebie wpadną.
Pierwsza piosenka, którą napisałeś?
To było „I believe”. Miałem wtedy 16 lat. Później graliśmy ją z Secret Language. Niestety, nie były to ich klimaty. Ja czułem folk, oni woleli rock. Jednak piosenkę śpiewam do dziś. Znajduje się nawet na moim debiutanckim albumie.
Biografia
Dawid Muchewicz urodzony 10 kwietnia 1986 roku w Cieszynie. Od dziecka mieszkaniec skoczowskich Bładnic. W czasie studiów socjologicznych, a później filozoficznych, dostał szansę, by wykorzystywać swoje wokalne możliwości w bielskim zespole Secret Language. Po kilku latach grania wyjechał do Liverpoolu na rok. Wrócił do poprzedniej kapeli, jednak postanowił założyć także coś swojego. Tak powstało Hi Fly Acoustic Trio, a następnie Taras My, z którymi nagrał trzyutworowe demo i próbował swoich sił w Must be the Music. W duecie pod nazwą David Fly Project koncertował w czeskich i polskich miastach. W końcu postawił na karierę solową. Brał udział w nagraniach do X-Factora, Mam talent czy Voice of Poland. W kwietniu 2014 roku jako David Fly wydał debiutancki album zatytułowany „The Beginning”. Artysty można posłuchać na nadmorskich molach, górskich ścieżkach, w polskich pubach, ale i w takich miastach, jak: Wrocław, Brno, Ostrawa czy Wiedeń. Więcej na: www.davidfly.pl, www.facebook.com/davidflyofficial
Artykuł pochodzi z „XVI Kalendarza Miłośników Skoczowa” 2015, udostępnionemu dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.