Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Kartki, kolejki, przydziały. Ekonomiczne aspekty okupacji i lat powojennych
Dział:

Apolonia Kołatek

 

Kartki, kolejki, przydziały. Ekonomiczne aspekty okupacji i lat powojennych

 

W czasie niemieckiej okupacji w latach 1939-1945 zaopatrzenie ludności w artykuły spożywcze i przemysłowe odbywało się dosyć sprawnie, na podstawie kartek żywno­ściowych i bonów na odzież czy buty. Obywatele narodowo­ści polskiej otrzymywali mniejsze przydziały, a niektóre ar­tykuły, takie jak: napoje alkoholowe, produkty czekoladowe, cytrusy — były w ogóle pominięte.


Wraz z postępującym kryzysem wojennym zmniej­szano asortyment dla wszystkich, pogarszała się również ja­kość wydawanych towarów. Pod koniec wojny, gdy ofensywa wojsk radzieckich zaczęła zbliżać się do Skoczowa, władze niemieckie i wiele mieszkańców pochodzenia niemieckiego było zmuszonych do opuszczenia miasta. Odchodząc, zabezpieczali swoje domy, sklepy i warsztaty rzemieślnicze, spuszczając po­pularne w tym czasie rolety w oknach wystawowych i drzwiach sklepowych. Niektóre drzwi wejściowe domów zabijano deska­mi. Zdobycie miasta nie nastąpiło jednak tak szybko, jak się wszyscy spodziewali; linia frontu zatrzymała się na okres blisko trzech miesięcy między Bielskiem a Skoczowem.


W mieście przebywała w tym czasie niewielka jednostka wojsk niemieckich, dlatego było ostrzeliwane przez działa i bom­bardowane z samolotów, startujących z lotniska w Aleksandrowi­cach koło Bielska. Mieszkańcy szukali bezpiecznego schronienia w swoich piwnicach, które na ogół były przeznaczone do prze­chowywania ziemniaków, opału i wszelkiego rodzaju rupieci. Pod­czas nalotów w ciągu dnia wszyscy znajdujący się w domach i na ulicy chronili się do najbliższej piwnicy. Napisy na murach „Luftschutzkeller” oznaczające schron piwniczny czy strzał­ki kierunkowe w korytarzach pomagały w szybkim dojściu do schronu. Noce prawie wszyscy spędzali właśnie tam, a ponieważ nie wszystkie domy były podpiwniczone, w niektórych piwni­cach przebywało nawet do 20 osób. Część ludzi przyprowadzała nawet swoje psy, które warczały i oszczekiwały się nawzajem. Po­mijając wszelkie niewygody, nasłuchiwanie detonacji padających coraz bliżej bomb i tak nie pozwalało zasnąć.


Coraz częściej zdarzały się śmiertelne wypadki podczas bombardowania, względnie na ulicy przy ostrzale z dział. Wi­zja głodu zmuszała jednak mieszkańców do zaopatrywania się w jakiekolwiek artykuły spożywcze. Ludzie ustawiali się w ko­lejkach przed nielicznymi już sklepami, których właściciele nie opuścili miasta. Kupcy, widząc tragiczną sytuację żywnościo­wą, zaczęli sprzedawać nagromadzoną przez okupanta żywność. Nie trzeba było już przedkładać żadnych kart żywnościowych. W ostatnich dniach wojny wydawali towar nawet bez zapłaty. Także niektórzy skoczowscy piekarze starali się w tak trudnych warunkach wypiec jakąś ilość bochenków chleba i rozdzielić lu­dziom, oczekującym przed piekarnią. Dzięki temu łatwiej było przetrwać tym wszystkim, którzy nie opuścili miasta, pomimo bardzo trudnych warunków życiowych w ostatnich miesiącach wojny. Ofiarną, niezapłaconą pracę wykonywało także wielu strażaków, elektryków i różnych ochotników gasząc pożary, ra­tując ludzi zasypanych w piwnicach, usuwając stałe awarie prą­du i dopływu wody do mieszkań. 1 maja 1945 r. oddziały wojska radzieckiego wkroczy­ły do Skoczowa. Żołnierze wtargnęli do sklepów czy domów, usuwając wszelkie zabezpieczenia. Otwarte drzwi zachęcały każdego do wejścia i zdobycia czegokolwiek. Zaraz po wojsku przybyli też, nie wiadomo skąd, nikomu nie znani „szabrow­nicy” szukający łatwo dostępnych towarów. Udawali ważnych urzędników, spisywali coś, ładowali na wozy i znikali.


Wreszcie utworzyła się nowa polska władza miasta. Ratusz zapełnił się pracownikami. Mężczyźni, zwerbowa­ni do Milicji Obywatelskiej, usiłowali pilnować porządku. Ostatecznie 9 maja 1945 r. ogłoszono zakończenie wojny.


Miasto zaczęło leczyć swoje rany wojenne. Naprawia­no uszkodzone strzałami i odłamkami dachy, zamurowywa­no w ścianach otwory po pociskach artyleryjskich, usuwano z ulic gruz ze zbombardowanych domów. W opuszczonych po­niemieckich sklepach spisywano resztki towarów, wyceniano i przydzielano sklepy wraz z towarem zasłużonym osobom lub też komuś „po znajomości”, z korzyścią finansową dla urzędnika.


Przy gminie utworzono Wydział Aprowizacji, który sta­rał się znaleźć w różnych magazynach resztki towarów bądź sprowadzał je z Cieszyna czy Bielska. Następnie rozdziela­no je wśród tworzących się stołówek pracowniczych. Pierw­sza miejska otrzymała np. 11 maja 1945 roku kilka towarów: 727,5 kg chleba, 133 kg cukru, 310 kg mąki żytniej i pszen­nej, 50 litrów ogórków oraz 31 kg marmolady. Ludzie starali się znaleźć jakąkolwiek pracę, gdyż płacono żywnością, którą w inny sposób niełatwo było zdobyć.


Powoli zaczęli otwierać swoje sklepy niektórzy kupcy, ale towaru było wszędzie tak mało, że nigdy nie starczało dla wszystkich oczekujących. W tym czasie, a tak trudnych wa­runkach, przedwojenni działacze Spółdzielni Ludowej w Sko­czowie — Franciszek Brudny, Rudolf Żertka, Józef Grzegorz, Paweł Zmożek i Franciszek Kożdoń — zdecydowali się zak­tualizować swoje stowarzyszenie. Już w połowie maja udało się uzyskać przydział na poniemiecki sklep w rynku — Handel żelaza i materiałów budowlanych — Sohlich. Wiele godzin żmudnej pracy wymagało dostosowanie tej placówki do sprze­daży artykułów spożywczych, były tam bowiem resztki materia­łów budowlanych, różne żelastwo, gwoździe, itp. Mniej kłopotu było z uruchomieniem poniemieckiego sklepu piekarniczego i piekarni Kamiński na Małym Rynku.


1 czerwca 1945 r. zarejestrowała się w sądzie grodzkim Spółdzielnia Ludowa Stowarzyszenie Spożywców z od­powiedzialnością udziałami w Skoczowie i od tego czasu za­częła formalnie istnieć. Za uzyskaną w banku pożyczkę w wy­sokości 100 tys. zł starała się wszelkimi sposobami zakupić jakiś towar do sklepu i mąkę do wypieku chleba. Na niektóre artykuły otrzymywała przydział z Wydziału Aprowizacyjnego i po ich odbiór do Cieszyna lub Bielska jechał wynajętą fur­manką pracownik spółdzielni. Zdarzało się, że przywoził parę worków mąki, kaszy lub cukru albo tylko beczkę solonych śle­dzi i skrzynkę marmolady. Było tego zawsze zbyt mało, aby zaopatrzyć oczekujących ludzi w jakąkolwiek żywność.


Postanowiono szukać jeszcze innych źródeł zakupu, w tym celu odwiedzano znajome gospodarstwa w okolicznych wioskach, gdzie sprytni gospodarze przechowywali różne to­wary „na wszelki wypadek”. Udawało się zakupić nieraz worki z mąką, kaszę, fasolę, groch, ale także takie artykuły, jak np. 59 sztuk świec, 1,60 kg papryki, 210 pudełek zapałek, 67 sztuk pasty do butów, 13 sztuk mydła czy 4 kg cukru
1. W lipcu i sierp­niu 1945 roku przekazano spółdzielni dalsze poniemieckie sklepy: w Skoczowie spożywczy przy ul. Ustrońskiej, natomiast poza miastem — w Nierodzimiu, Harbutowicach, Górkach, Brennej, Wiślicy i Ochabach. Uruchomienie tylu placówek wymagało większego nakładu gotówki, której nie było łatwo uzyskać w banku, dlatego skorzystano z pożyczek: od Związku Zawodowego 850 zł, od Magistratu 100 000 zł, od osób pry­watnych 1 550 zł, 8 200 zł oraz 1 000 zł2. Pożyczki zwracano w ratach miesięcznych po sprzedaniu większej ilości towaru.


W miesiącu sierpniu 1945 r. wydano pierwsze po woj­nie kartki żywnościowe. Nastąpiła pewna stabilizacja handlu. Spółdzielni Ludowej zlecono zaopatrzenie kartkowe. Było to wielkie wyróżnienie w stosunku do innych, w szczególności prywatnych kupców. W hurtowniach w pierwszej kolejności rozdzielano towar do placówek prowadzących sprzedaż kart­kową. Takiej konkurencji nie wytrzymywały prywatne sklepy, ich właściciele byli szykanowani przez Urząd Skarbowy, który za wyszukane małe przewinienia, nadawał duże domiary po­datkowe. Spółdzielnia chętnie przejmowała takie sklepy i za­trudniała ich właścicieli jako kierowników sklepu.


Rozliczanie sprzedaży kartkowej było dodatkową, od­powiedzialną pracą personelu sklepowego. Odcinki kartek na­klejało się po sto sztuk na arkuszu papieru, za pomocą kleju, zrobionego z mąki i wody. Prace te wykonywano zazwyczaj po zamknięciu sklepu. Nieraz zdarzało się, że rano znaleziono już tylko fragmenty z mozolnie naklejanych kartek, bo grasujące po wojnie w opuszczonych domach i ruinach szczury upodobały sobie taki przysmak. Przy rozliczeniu papieru w Urzędzie trze­ba się było z tego tłumaczyć umiejętnie napisanym protokołem, gdyż zaraz podejrzewano jakieś nadużycie.


Dużą pomocą w zaopatrzeniu ludności w artykuły żyw­nościowe były dostawy UNRRY. Otrzymywano gotowe pacz­ki, z luksusowym, na owe czasy zestawem, jak np. czekolada, konserwy mięsne, sery, papierosy. Były też dostawy hurtowe — mąka, masło, smalec.


Pod koniec 1946 roku spółdzielnia handlowała już w 13 sklepach spożywczych, sklepie tekstylnym, z artykułami go­spodarstwa domowego, gospodzie (na Zabawie u Urbacha), piekarni, wytwórni wód sodowych i dolewek do wódek. Po­czyniła też wiele potrzebnych zakupów, przeważnie star­szych, używanych przedmiotów: czterotonowy samochód Ford Canada, maszynę do pisania, aparat do pompowania nafty, konia, kożuch dla szofera, wagi szalkowe, regały i wie­le drobnego sprzętu.


W 1949 roku powstała w Skoczowie Gminna Spół­dzielnia „Samopomoc Chłopska” , której Spółdzielnia Ludowa była zmuszona przekazać część sklepów wiejskich. W 1962 roku GS uruchomił sprzedaż artykułów rolniczych i nie tylko w dużym, nowo wybudowanym Wiejskim Domu Handlowym przy ul. Mickiewicza.


Pomimo różnych reorganizacji w handlu Spółdzielnia Ludowa była do 1990 roku potentatem handlu w Skoczowie. W późniejszym okresie zmieniła nazwę na Powszechną Spół­dzielnię Spożywców „Społem”, a potem „Hermes”.


Sprzedaż kartkowa obowiązywała do 1949 roku, a na niektóre artykuły nawet do 1950. Jednak, jak wynika z zachowa­nego okólnika z roku 1951, rozdział mięsa napotykał na wielkie trudności i postanowiono, że „wydawane będzie tylko na blocz­ki z zakładu pracy”. Ponowna sprzedaż na kartki rozpoczęła się znowu w 1976 roku — na cukier, a w latach 1981-1986 na wiele innych artykułów żywnościowych. Oprócz kartek żywno­ściowych obowiązywały również zawsze różne „przydziały”: na wesela, na chrzciny, zabawy, bale, festyny, a nawet na wycieczki.


Klient kupował wtedy po prostu to, co mu zostało od­górnie przydzielone. Województwo przydzielało pewną ilość towaru na sprzedaż reglamentowaną i kartkową dla powiatu, a ten rozdzielał na spółdzielnie w powiecie. Działy handlowe spółdzielni odbierały przydzielony towar w hurtowni w Cie­szynie lub u wyznaczonego producenta i dostarczały znowu według ustalonego rozdzielnika do punktów sprzedaży.


Tak długo, jak istniała sprzedaż kartkowa i reglamen­towana, bywały przed sklepami kolejki — po kawę, papier to­aletowy czy niektóre artykuły przemysłowe. Zdarzały się też kolejki całonocne po towary reglamentowane — pralki, piece gazowe, odkurzacze, itd. — gdzie zamiast kupić wymarzoną pralkę, udało się kupić kolejny, niepotrzebny odkurzacz, gdyż pralek starczyło tylko dla pięciu osób lub w ogóle „nie przy­szły”. Kolejki nocne tworzyły zazwyczaj komitet kolejkowy, który spisywał kolejność osób, co umożliwiało na krótki czas pójście do domu.


Oprócz normalnych kolejek bywały też te dla osób uprzy­wilejowanych: kobiet w ciąży lub z dzieckiem na ręku, inwalidów i kombatantów. Byli wtedy obsługiwani w kolejności jedna do trzech — trzy osoby z normalnej kolejki, jedna z uprzywilejowa­nej). Ważną funkcję pełniły też przy sklepach „komitety sklepowe”, które stanowili zaufani pracownicy skoczowskich zakładów prze­mysłowych, czuwający nad prawidłowym rozdziałem towarów. W okresie wielkiego kryzysu w handlu wszyscy człon­kowie rodziny byli zaangażowani w zaopatrzenie gospodarstwa domowego w potrzebne towary. Wieczorem ustalano harmo­nogram na następny dzień, kto z rodziny „za czym” będzie stał, kogo i o której godzinie trzeba zastąpić, gdyż musi iść do szko­ły lub pracy. Jeśli we familii byli dziadkowie–emeryci, robiono z nich „kolejkowiczów”, którzy bez względu na pogodę starali się zdobyć żywność dla reszty, a nieraz i dla sąsiadów. Często niepracujący zarabiali na odstaniu w kolejce dla kogoś bogat­szego. W takich warunkach handlu ludzie żyli blisko 40 lat.

Część danych uzyskano z kroniki spółdzielczej oraz dzięki Elżbiecie Heller, która była jednym z pierwszych pra­cowników w powojennym spółdzielczym sklepie.

 

Kalendarium pochodzi z „XVI Kalendarza Miłośników Skoczowa” 2015, udostępnionego dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.