Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Nowy szpital i kościół
Dział:

Robert Orawski

Nowy szpital i kościół

 

W 1794 r. zapadła wreszcie decyzja w sprawie przebudowy i powiększenia kościółka. W pisemnej prośbie skierowanej przez burmistrza i deputowanych miejskich do księcia protektora Alberta Kazimierza (syna króla polskiego Augusta III) i jego małżonki księżnej Marii Krystyny (córki cesarzowej Marii Teresy) podano, że szpital znalazł się w ruinie, a kościół wymaga powiększenia, gdyż nie można odprawiać w nim nabożeństw. Rezydujący w zamku zarządca skoczowskostrumieńskiego państwa kameralnego Vincent Janinus Ludwig potwierdził wniosek władz gminnych i ich błaganie o pomoc w wykonaniu prac budowlanych. Także administrator Komory Cieszyńskiej Jan Kastner pozytywnie zaopiniował tą prośbę.

 

Miasto otrzymało bezpłatnie łamany kamień, cegłę, wapno, gonty oraz tarcicę i wzięło na siebie pozostałe koszty związane ze stawianiem przytułku, a te zamknęły się kwotą 50 florenów. Do tego doszły ofiary pieniężne i materiały od miejscowych mieszczan, cechów i zarządcy zamku. Wiosną 1795 r. położono kamień węgielny pod nowy budynek szpitala, a w sierpniu budowa była ukończona. Odnowiono też kościół. Mury przedłużono o trzy sążnie wiedeńskie, czyli 0 5.69 m, wybudowano nową ambonę i wstawiono nowe szyby. Wewnętrzne prace zostały bezpłatnie wykonane przez mistrza murarskiego Ignacego Schmidta i rzeźbiarza Wacława Donaya. Powstał okazały budynek wzorowany architektonicznie, na klasycznym średniowiecznym szpitalu. Zgodnie z opisem z 15 listopada 1795 r. należały do niego dwa ogrody, obora i stodoła, kawałek pola do granicy Wilamowic „gdzie jest źródło siarczane", drugie pole nad Bajerką, łąka przy chałupie Andrzeja Kłapsi łącznie z dębami i zaroślami oraz trzy duże stawy rybne, Druny, Podleśny i Czerniowy oraz dwa mniejsze na Górnym Borze. W gospodarstwie szpitalnym były 3 konie, 10 krów i prawdopodobnie kilka świń. Wszystkie te włości wraz z zabudowaniami gospodarczymi były co trzy lata wynajmowane ubiegającym się o to na otwartej licytacji w ratuszu. Najemca miał obowiązek wypłacić tytułem najmu 48 guldenów, zapewnić mieszkanie oraz dać pełne utrzymanie i opał czterem ubogim. Pozostała część była przeznaczona na utrzymanie szpitala i kościółka. Można stąd wnioskować, że zarządzenie Józefa II zostało uchylone bądź znowelizowane. W opisie tym podano również informację, że „w dawnych czasach pewien obywatel podarował miastu kilka parcel i budynek na szpital miejski". Wynika z tego, iż dawny, drewniany szpital mógł się mieścić gdzie indziej, niż ten z 1795 r. Można przypuszczać, że i on znajdował się w rejonie Żabińca. Ale kiedy szpital w Skoczowie przestał być jedynie przytułkiem, a stał się szpitalem w dzisiejszym tego słowa znaczeniu nie wiadomo.

 

Wydzierżawianie majątku szpitalnego nie przynosiło jednak spodziewanych korzyści. Dzierżawca starał się wyciągać jak najwięcej korzyści dla siebie, a wydać jak najmniej. Czynsz płacił nieregularnie i ciągle miał jakieś powody do usprawiedliwienia się, a to z powodu nieurodzaju, zalewów czy najróżniejszych przeciwności losu. Cieszyński dzierżawca szpitalnych włości był zobowiązany np. dwa razy w tygodniu serwować ubogim pół funta mięsa [ponad 20 dkg], pewną ilość grochu, bobu i mąki pszennej. Zamiast tego otrzymywali oni bardzo czarny chleb oraz kości, a jedzenia było o wiele mniej i gorszej jakości. W 1788 r. na wieczerzę podawano im jedynie małe porcje suchego chleba i dopiero potem dołożono do tego dodatkowe produkty o wartości 1 grosza. Działo się tak dlatego, iż dzierżawcą zostawał zwykle ktoś, kto był w dobrych stosunkach z magistratem. Nie mogło być inaczej, gdyż istotą tych zażyłości był podział dochodów między dzierżawcą a magistratem, a ściślej wybranymi rajcami. Poza tym za ubogich, którzy nie przebywali w szpitalu, choć tam właśnie mieli się znajdować magistrat kazał sobie płacić. Zatem im mniej ich było na utrzymaniu w szpitalu tym więcej korzyści miał z tego magistrat. Mechanizmy te funkcjonowały pewnie i w Skoczowie.

 

W latach 17771800 w szpitalu z kościółkiem, czyli w budynku nr 103 zmarło 12 osób. W księdze zgonów parafii pw. św. Piotra i Pawła wymieniono m. in. Ewę Weitmont (5 lutegol777 r.) z domu Motlochin z Krakowa, którą na przyszpitalnym cmentarzu pochował wikary Karol Hopek, Zofięmatkę Pawła Wagnera (21 czerwca 1780 r.), Janasyna Walentego Blugi (13 lipca 1781 r.), Jakuba Hanzla (29 marca 1782 r.), Jerzego Zielonkę (13 października 1786 r.) i Lisę Blufkin zmarłą 16 marca 1800 r. Wydaje się, że w 1806 r. przybyło na nim krzyży za sprawą epidemii „przez którą zginęło 11 000 ludzi w powiecie cieszyńskim oraz 4000 żołnierzy w szpitalach". Kto wie czy nie leczono ich w skoczowskim szpitaliku, z którego w 1810 r., jak się przypuszcza „na skutek zarządzenia dworskiego musiano oddać wszystkie zbędne naczynia kościelne".

W jednym z dokumentów z ratuszowej bani tj. w „Osobliwościach Książęcego Kameralnego Miasta Skoczowa" z 16 sierpnia 1801 r. spisanych m. in. za Karola Józefa Mazura, inspektora szpitala i Antoniego Schambergera trzeciego deputowanego, patrona przytułku ubogich zapisano, ,przy tak pożądanej okazji jest też naszym obowiązkiem z największymi podziękowaniami przepojonym sercem wspomnieć przede wszystkim tych, którzy podjęli w mieście wybudowanie ratusza (...), miejskiego szpitala, postawienia wszystkich budynków publicznych poprzez znaczne wkłady, względnie dobrowolne zaliczki, albo radą i czynem na rękę szli czy osobiście ręce przykładali we własnym zawodzie z wszystkich sił przy zachowaniu należytej gospodarności". Ze specjalnymi podziękowaniami wystąpiono pod adresem „Jego Królewskiej Wysokości naszego miłościwie panującego księcia Alberta Augusta, jego wysokich urzędników i radców, Pana Nadregenta von Taschenberga i Pana Jana Kastnera, kameralnego administratora w Cieszynie (...) co zaś się tyczy pana Burmistrza Jana Mazura i inspektora miejskiego majątku Karola Mazura, obu przez Komorę Książęcą ustanowionych inspektorami budowlanymi przy ratuszu i innych budowlach, godne wiecznej pamięci i największego podziękowania jest to, że przy tak kosztownych przedsięwzięciach (...) nie uwikłali miasta w żadne długi, a nawet jeszcze stare umorzyli i ustalili dochody miasta na 4 000 florenów rocznie, a to dzięki wynajęciu miejskich pól i stawów 68 mieszczanom (za 304 fl. rocznego najmu), przez co przysporzyli korzyści mieszczanom i zapewnili wpływy do kasy miejskiej". Niestety, wkrótce po śmierci burmistrza „powstała między magistratem a mieszczaństwem niezgoda z powodu nieporządnego prowadzenia spraw majątku komunalnego. Na skargę mieszczaństwa wystosowaną do c.k. Starostwa w Cieszynie o stanie kasy sierocej, na polecenie starostwa wdrożone zostało śledztwo, które rozpoczęło się w marcu 1819 r., a zakończyło rok później. Komisja stwierdziła, że poszczególne punkty skargi były w przeważającej części uzasadnione. Wiele tysięcy guldenów zostało zmarnowanych, a magistrat nie mógł wykazać się prawidłowym ich wykorzystaniem. Mieszczanie w obawie o swoje dochody zdecydowali się, łącznie z wydziałem, prosić „o rozwiązanie magistratu". Z powodu tych nadużyć i w wyniku skargi złożonej przez mieszczan na ratuszowe władze, starostwo wdrożyło śledztwo i wysłało do Skoczowa specjalną komisję. Nie przeszkodziło to potomkom zmarłego Jana o nieznanym nazwisku ofiarować szpitalowi, 24 lutego 1823 r. 113 guldenów. Rok później na konto szpitalne wpłynęła darowizna w postaci 445 guldenów i 19 krajcarów. Potem hojność skoczowian wyhamowały wyniki śledztwa Okręgowej Komisji Kontrolnej, która po ośmiu latach dochodzeń, 18 listopada 1826 r. rozwiązała magistrat. Powodem było wiele nieprawidłowości w zarządzaniu majątkiem komunalnym i „zagarnięcie majątku szpitala ubogich". Nowym burmistrzem został wielkomieszczanin i jednocześnie mistrz piekarski Karol Zipser, lecz nie na długo. Już po roku pod jego adresem padły oskarżenia o następne nadużycia członków magistratu. 4 sierpnia 1827 r. wraz z nimi znalazł się w więzieniu, ale jak się potem okazało, niesłusznie. Dla skoczowian niewątpliwym szokiem był fakt, że szpital, na który łożyły pokolenia ich przodków padł ofiarą skandalu finansowego. Skutek był taki, że ich szczodrobliwość wyczerpała się na ponad 20 lat. Szpital utrzymywał się wtenczas tylko z procentów od lokat bankowych i wcześniejszych fundacji, co potwierdza pismo z 15 listopada 1844 r. Nowa fundacja szpitala ubogich powstała dopiero 2 października 1851 r., a samo jej zatwierdzenie przeciągnęło się aż do 3 września 1858 r. Siedemnaście dni później szpital wzbogacił się o 250 guldenów w obligacjach.

 

Pieniądze te były ogromnie potrzebne gdyż, jak pisał Teodor Tripplin, autor kilku poczytnych poradników medycznych z połowy XIX w., „powszechnym problemem było złe odżywianie, nędzna, niewystarczająca odzież, odświętne używanie środków czystości przez co dziewczęta były limfatyczne, zimne i na domiar złego tępe, a z chłopcami nie było lepiej. Środkiem zaradczym przeciw nieochędactwu i jego skutkom jest czysta zwykła woda. Używajcie dla dziecka grzebienia, wody i czystej bielizny, a nie będzie tyle kołtunów, chorób skórnych, skrofułów, które (...) stają się powodem przedwczesnej śmierci". W domach ubogich bowiem „nie znajdziesz rzeczy niezbędnych do życia, jakich takich gospodarskich sprzętów, jakiej takiej bielizny. Szyby wybite, piec dymiący, łóżko grożące zapadnięciem się, żadnych naczyń na pomieszczenie odchodów, a za nic w świecie ani wanny do dania kąpieli, w wielu razach tak nadzwyczaj skutecznych, żadnych prześcieradeł, koców (...) rzadko kiedy ujrzysz człowieka ze swojego zdrowia zadowolonego lub swego zdrowia pewnego. Jeden lęka się ze strony matki odziedziczyć suchoty i kołtun, drugiemu znowu grożą ojcowskie hemoroidy".Według jego opinii większość dolegliwości trapiących wtedy ludzi brała się z kartofli, które „sprowadziły w krew ludzkości limfatyczność, tępość, skrofuły, słabość", a poprzez taniość wódki „rozpowszechniły pijaństwo". Przekonania te brały się z niskiego poziomu wiedzy medycznej, w której racjonalne porady lekarskie przeplatały się z przesądami i z odwiecznymi doświadczeniami lecznictwa ludowego. Koklusz, szkarlatynę, wodną puchlinę, odrę i ospę leczono głównie przystawianiem pijawek lub puszczaniem krwi, a szczękościsk, kurcze, robaki ziołami. T Tripplin ogromną wagę przywiązywał do gimnastyki mającej pomagać kobietom brzemiennym oraz leczyć choroby płucne, brzuszne, kiły, wybujałości płciowe, bóle głowy i krzyża, reumatyzm, hemoroidy, bezsenność, melancholię, a nawet choroby psychiczne. Obok ćwiczeń i puszczania krwi zalecał spacery, powstrzymywanie się od oglądania rzeczy obrzydliwych i czesanie włosów. Kazał zrywać z nawykiem kładzeniem dzieci na twardym materacyku z paproci, z kąpaniem ich w zimnej wodzie dla zahartowania i z dodawaniem im rumu do mleka na uspokojenie. J. Tripplin sporo uwagi poświęcał higienie moralnej. Twierdził, że wielkim zagrożeniem dla zdrowia młodzieży była rodząca się w niej seksualność. Dziewczęta powinny były stronić od jazdy konnej i picia kawy, a chłopcy od onanizmu. Aby się go wyzbyć mieli unikać samotności, modlić się, zażywać zimnych kąpieli i forsownie spacerować. Pomocna też była gimnastyka i gra w bilard bądź kręgle. Uporczywym onanistom zalecał „infibulacje, czyli założenie srebrnego kolczyka na kluczyk zamykanego przez naskórek członka męskiego, co zabezpiecza go przed przestępnym nadużywaniem, ów kolczyk srebrny malutką kłódką jest zamykany, może być zastąpiony grubym jak wronie pióro drutem ołowianym, należycie zgiętym i okręconym". Napominał kobiety, że prowadząc nieskromny tryb życia sprowadzają na siebie niepłodność, krwotoki i upławy, raka macicy, choroby pęcherzyka, nerek i serca, a męscy rozpustnicy polucje i „mocny ból po każdym zmazaniu, ociężałość w nogach, gnuśność, zły humor, rozpaczliwość, obrzydzenie do zabaw, częstokroć mocne zatwardzenie, potem znów silne rozwolnienie". Folgując zmysłom chudły im ręce, siniały oczy, „twarz stawała się bladą, papinkowatą", a starcy którzy poślubiali młode kobiety tracili wzrok lub w trakcie spółkowania z nimi konali.

 

W 1865 r. nieznani z imienia skoczowianie zarzucili ks. proboszczowi Józefowi Michałkowi, że nie wywiązuje się z obowiązków duszpasterskich. W „Gwiazdce Cieszyńskiej" z 4 listopada „W liście ze Skoczowa" napisano: „Ze Skoczowa otrzymaliśmy list, w którym użalają się obywatele skoczowscy na zaniedbywanie odpustów w tamtejszym kościele szpitalnym przypadających na Podwyższenie św. Krzyża, dnia 14 września, jako też nabożeństw, przez co ten kościół zostaje opuszczonym. Obywatele katoliccy Skoczowa jednak wielkie mają uszanowanie dla tego kościółka, ponieważ należy do najstarszych na Śląsku i nigdy nie wyszedł z rąk katolickich". Tydzień później ukazała się odpowiedź proboszcza: „ dla pocieszenia użalających się (...) obywateli Skoczowa informuję:

1. Odpust w tym kościele przypada na Znalezienie św. Krzyża dnia 3 maja (...). A ten odpust się corocznie w kościele szpitalnym odprawia.

2. Co każdy piątek odprawia się Msza św. w tym kościele, jeśli to nabożeństwu w kościele parafialnym nie przeszkadza, co wcale jest naturalnym, gdy kościół parafialny i duchowieństwo nie tylko dla samych katolików skoczowskich lecz także dla wszystkich jest parafian, z których obywatele skoczowscy jedną tylko stanowią część.

3.Kościół szpitalny nie zostaje zapewne od duchowieństwa opuszczonym jeśli go tylko obywatele skoczowscy nie opuszczą, co się już niestety! zgoła stało. Chociaż bowiem nadmieniony list ze Skoczowa oświadcza„,że obywatele katoliccy Skoczowa wielkie mają uszanowanie dla tego kościółka", to jednak małą mają o niego pieczę, gdy tenże najpotrzebniejszych do odprawiania nabożeństw nie posiada rzeczy, ni altare portatile, ni kielicha, ni tablic Canonu, ni ornatów, które to rzeczy (prócz organ) wszystkie z kościoła parafialnego

4.Prośba komornicy Wiktorii Bylok do Wysokiego Wydziału Gminnego z 8 czerwca 1919 r. o przydzielenie jej mieszkania w szpitaliku

przynosić muszę, gdy w tym kościele na Rok później szpital w Cieszynie mu

bożeństwo ma się odprawiać, chociaż siał przyjąć chorych na tyfus głodowy żoł

gmina miejska obowiązana jest ten ko nierzy pruskich i zdaje się, że leczono ich

ściółek wszystkimi potrzebnymi rzeczą również w Skoczowie.

mi zaopatrzyć, co z onego wspomnia Największym dobroczyńcą szpitala był

nego opisu wyraźnie wynika: „na jednak wiekowy skoczowski poczmistrz

chwałę gminy miejskiej służy to, że po dziwak i milioner, Maksymilian Habel.

winność starania się o potrzeby na się w akcie erekcyjnym powstałym dla upa

wzięła ". miętnienia dotychczasowych fundatorów i ofiarodawców, który włożono do bani na wieży kościółka 29 października 1870 r. (w czasie ustawiania krzyża) zapisano, że M. Habel przekazał komisji gminnej11 3000 guldenów na wybudowanie szpitala i domu sierot. Pieniądze te umożliwiły wzniesienie piętra, postawienie nowej wieży kościelnej i urządzenie szpitala. Wykonanie robót budowlanych powierzono mistrzowi murarskiemu Józefowi Kowali, mistrzowi stolarskiemu Fryderykowi Wenzlowi i mistrzowi blacharskiemu Janowi Thenowi. Krzyż na wieżę wykonał starszy mistrz ślusarski Antoni Świetlik, a o pozłocenia postarał się kapelusznik Antoni Olbrecki, wszystko bezpłatnie. Tekst kończy się słowami „niech Bóg broni i pobłogosławi tę budowlę wraz ze szlachetnymi dobroczyńcami i kierującymi budową, jak również chorych i zubożałych mieszczan oraz pozostałe po nich sieroty, przyjęte do tego domu, wyłączając żydowskich biedaków". Dwa lata później, 1 stycznia 1872 r. M. Habel wręczył komisji gminnej 12 000 guldenów. Miał to być kapitał obrotowy na uruchomienie szpitala. W dołączonym do darowizny liście napisał:, „choć jest to dla mnie kwota znacząca, to pozwoli ona łącznie z krajową pomocą w wysokości 200 guldenów, na przyjęcie najwyżej czterech chorych i sześciu sierot. Dlatego błagam Boga, aby oświecił on moich ziomków, by swą religijność i miłość do Boga wykazywali przede wszystkim poprzez humanitaryzm i miłość bliźniego oraz aby zajęli się szpitalem zamiast wydawaniem pieniędzy na bezużyteczną nicość i lichotę. Podstawowe przykazanie religii miłość do Boga odnajdzie się potem. Szpital ma służyć potrzebującym bez względu na ich wyznanie, wyłączając żydowskich żebraków, którzy uzyskują jałmużnę w swoich rodzinach i w rodzinach umierają. Szpital ma także przyjmować osoby zamiejscowe, zarówno chorych, jak i sieroty, szczególnie wówczas, gdy mają możliwość pokryć całość lub część kosztów pobytu. Jest moim życzeniem by sieroty wyróżniały się wśród niewychowanych dzieci miejskich dobrym obyczajem, pilnością i nauką. Mają być stale zajęte w domu zabawą i muzyką". Fundacja ta pozwoliła na zamianę dawnego przytułku na szpital o przyzwoitym wyposażeniu. Przyjął on wtedy nazwę „Stastisches Pfundner und Krankenhaus", a sam kościółek dekretem Śląskiego Wydziału Krajowego z 16 stycznia 1872 r. i na podstawie dokumentu dedykacyjnego z 13 kwietnia 1872 r. został przypisany gminie skoczowskiej12.0 legaty na dzwon dla niego w wysokości 135, florenów zadbała wdowa po skoczowskim kupcu Franciszku Waliczku. Do tego dołożyła ona 90 fi. na łóżka dla chorych. Ogromną, jak na owe czasy fundację dla ubogich w wysokości 1000 fi stworzył w 1908 r. Filip Matloch. Odsetki od niej wypłacano rokrocznie dziesięciu najuboższym mieszkańcom miasta, aż do wybuchu I wojny światowej.

 

W szpitalu hospitalizowano chorych z Brennej, Górek, Iskrzyczyna, Łączki, Międzyświecia, Pierśćca, Pogórza, a także z Rudzicy, Zaborza, Strumienia i Bobrka. Byli nimi głównie ludzie ubodzy, robotnicy leśni i budowlani, których dzienne utrzymanie kosztowało 65 krajcarów. Pacjent ze Skoczowa płacił zaś 45 krajcarów. Jeśli w świadczeniach na rzecz chorych uczestniczyły majątki ziemskie lub kasy chorych, wtedy dzienna opłata zamykała się w 85 krajcarach (1 reński 100 krajcarów). Leczono też za darmo. W księgach protokolarnych szpitala pełno jest uwag, że za chorego płaci się z fundacji M. Habla. Z zachowanych protokołów wynika, że w ciągu 37 lat przyjęto do szpitala 838 chorych, z czego 50 bezpłatnie. Jak bardzo był on potrzebny miastu, okazało się podczas epidemii w 1899 i 1901 r., kiedy równocześnie przebywało w nim 5060 osób. Doceniając to gmina skoczowska, 18 czerwca 1913 r. podwyższyła z funduszu szpitalnego datki miesięczne dla kilku ubogich i chorych w miejskim szpitalu. Jednak zamysł M. Habla, aby w Skoczowie powstał dom sierot, nie został wtenczas zrealizowany. Ofiarowany przez niego kapitał założycielski okazał się bowiem za mały. Niemniej jeszcze w latach dwudziestych szyld nad drzwiami szpitala przypominał, że tu mieściła się „Fundacja dla ubogich Maksymiliana Ffabla".

 

Szpitalne protokoły chorych kończą się w 1921 r. Potem szpital podupadł i ponownie zamienił się w przytułek. Leczono już tylko w Cieszynie, gdzie opieka lekarska stała na poziomie, jakiego próżno byłoby szukać na miejscu. Ks. Jan Ewangelista Mocko (proboszcz w latach 1900  1935) uzyskał dla kościoła w drodze procesu szpital i kościółek, który następnie został przebudowany i odrestaurowany. W kronice kościoła św. Piotra i Pawła Jan Bulowski zapisał: „z kościołem szpitalnym jest złączony przylegający doń szpitalik, w którym jest urządzony przytułek dla starców. W nim znajduje się 12 pokoi, 25 łóżek, 3 siostry i 1 personel. Szpitalikiem kierowały siostry boromeuszki, a od 20 stycznia 1927 r. Siostry Służebniczki Najświętszej Marii Panny  dębickie. 1 sierpnia 1937 r. ks. Józef Czaputa objął parafię i wkrótce zniósł w szpitaliku nabożeństwa w języku niemieckim. "W czasie okupacji zakupiono dla kościoła krzesła". W ostatnim roku wojny dach kościoła i szpitalika uszkodziły bomby. Potem wojska radzieckie urządziły w nim stajnię dla koni. Kościółek wyremontowano przy udziale miejscowych kupców Jana Drabiny, Rudolfa Karcha, aptekarza Franciszka Olszaka i Józefa Sławiczka. Przytułek przestał pełnić swoją funkcję w 1952 r. 

 

 

Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 2000,nr 15 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.