Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Wspomnienia o życiu muzycznym w Skoczowie
Dział:

Franciszek Janicki

WSPOMNIENIA O ŻYCIU MUZYCZNYM W SKOCZOWIE

 

Muzykowanie ma w Skoczowie bardzo starą tradycję. Już w XVIII w. istniały bardzo dobre chóry kościelne przy parafii katolickiej i zborze ewangelickim. Poziom umuzykalnienia mieszczan był wysoki.

 

Około 1900 r. istniał już w Skoczowie niemiecki „Mannergesangverein" należący do bielskiego okręgu śpiewaczego. Tą organizacją kulturalną opiekowało się Bielskie Towarzystwo Muzyczne, subsydiowane przez miejscową finansjerę niemiecko-żydowską. Towarzystwo utrzymywało stałą półamatorską orkiestrę symfoniczną i amatorski chór oratoryjny, dawało regularne abonamentowe koncerty, sprowadzało artystów o światowej sławie np. H. Marteau, Kubelika, Prihode, Fenermanna, Rubinsteina.

 

Tak było jeszcze w 1935 r. Przez kilka lot po I Wojnie Światowej dyrygentem skoczowskiego „Mannergesangereinu" był Fritz Bauer.

 

Trudne były pierwsze lata niepodległości ojczyzny. Pierwszymi polskimi nauczycielami w 1919 r. byli Gustaw Morcinek i Alojzy Kołodziej. Po niedługim czasie przybyli Jan Że-brok i Rudolf Kukucz, wspaniali nauczyciele, wychowawcy i organizatorzy polskiego życia kulturalnego. Morcinek uczył między innymi śpiewu „Wojenko, wojenko", „Łączko, łączko".

 

Jan Żebrok — kierownik szkoły — zdobywał dziecięce dusze, walczył z niemieckimi wpływami. Razem z Rudolfem Kukuczem stworzyli polski teatr amatorski („Śluby panieńskie", „Pan Jowialski") organizowali Macierz Szkolną a przy niej chór mieszany, który w początkowej fazie prowadził Leopold Janicki, absolwent cieszyńskiego seminarium. To właśnie seminarium przygotowało wielu późniejszych nauczycieli muzyki, między innymi Karola Starzyka, przysłanego do Skoczowa około 1923 r. Był uzdolnionym skrzypkiem, po kilku latach studiował w katowickim konserwatorium muzycznym. Zacierały się wspomnienia dawnej niemieckiej szkoły.

 

W czasie monarchii austro-węgierskiej jedynym miejscem, w którym rozbrzmiewał polski śpiew, był kościół. Chór kościelny wykonywał msze i inne utwory religijne, zazwyczaj jednak w języku łacińskim, ku uświetnieniu Świąt Bożego Narodzenia, Wielkanocy, Zielonych Świąt, w uroczystości odpustu. Chór śpiewał z towarzyszeniem organów i mobilizowanym każdorazowo zespołem orkiestralnym (najczęściej w składzie: I skrzypce 4, II skrzypce 2, altówka, wiolonczela 1, flet 1, klarnety 2, trąbki 2, puzon 1, kotły).

 

W czasie I wojny, gdy wikarymi w Skoczowie byli ks. Józef Skudrzyk i ks. Ludwik Kojzar, chór kościelny i czytelnia katolicka rozwijały pracę nad narodowym uświadomieniem, uczyły polskich pieśni patriotycznych (spotkania odbywały się w prywatnym mieszkaniu nad restauracją Szołtysa, przy rynku, pieśni uczył przy skrzypcach Antoni Janicki, wówczas około 18 lat) i zachęcały do czytania polskich książek. Poza niedzielną mszą Św. o godz. 9.00 lud śpiewał na wszystkich nabożeństwach po polsku. Wieloletni proboszcz ps. prałat Jan Ewangelista Mocko, rozmiłowany w muzyce (śpiewał pięknym basem) troszczył się o dobrych organistów. Najwybitniejszymi byli Edward Czajanek (jego syn był cenionym organistą w Bielsku), Rubinger (uchodźca ze Lwowa, obdarzony pięknym głosem — baryton; dawał razem ze skoczowianinem Silzerem, skrzypkiem wirtuozem, koncert publiczny w Skoczowie, w kościele; uczył śpiewu w skoczowskim gimnazjum w r. 1920721 mgr Antoni Poćwierz (absolwent wyższej szkoły muzycznej w Katowicach, bardzo dobry chórmistrz i pedagog szkół muzycznych w Bielsku i Cieszynie). Kierownikiem chóru bywał zazwyczaj każdorazowy organista, jednak obowiązki organisty pełnił amator Błażek. Wyręczał go przy pulpicie dyrygenckim przez kilka lat p. Bohacz (pracownik sądu w Skoczowie; dobry muzyk obo-ista, prawdopodobnie z czesko-austriackiej orkiestry wojskowej; bywał zapraszany do orkiestry symfonicznej niemieckiego towarzystwa muzycznego w Bielsku. Wśród zachowanych nut chóru kościelnego przeważały msze i utwory religijne w języku łacińskim wydane w Regensburgu, były również ręcznie pisane utwory z podpisem Zdrahalika (być może jednego ze skoczowskich organistów), były także utwory religijne znanych kompozytorów np. Haydna, Rossiniego. W latach 1953-57 chór kościelny prowadził Franciszek Janicki (skoczowianin, muzyk WOSPR i TV w Katowicach, nauczyciel szkół muzycznych i dyrygent chórów Związku Chórów Polskich w Katowicach). Przy kościele ewangelickim istniał stale chór.

 

Chór ewangelicki istniał już dawno, choć nie ma o nim żadnej wzmianki, wiadomo jednak, że tradycje śpiewu chóralnego istniały. Około 1919 r. chóry młodzieżowe działały początkowo przy Związku Polskiej Młodzieży Ewangelickiej. Dyrygentami byli kolejno: Jan Cieślar   (nauczyciel   w   Skoczowie),   Gustaw

 

Wojnar i Adam Podżorny, pochodzący z Bladnie dobry muzyk, pedagog i organista. Studiował od 1929 r. w katowickim konserwatorium muzycznym. Był także nauczycielem niemieckiej szkoły mniejszościowej. Chórem ewangelickim dyrygował również Józef Raszka, który zginał  w  obozie  Mauthausen.  Później także senior i junior Wentrubowie.

 

Jako 16 letni uczeń grałem w kwartecie Smyczkowym, zainicjowanym przez p. Ernesta Spielera, miejscowego dentystę i bardzo dobrego wiolonczelistę. Skład kwartetu: I skrz. Henryk Marhula (z zawodu cukiernik), II skrz. Franciszek Janicki (nauczyciel), altówka (Leopold Janicki (nauczyciel), wiolonczela — Ernest Spieler. Grywaliśmy kwartety Haydna, Mozarta, Schuberta i inne. Nie występowaliśmy publicznie. Kwartet spotykał się przez kilka lat.

 

W niektórych domach spotykali się muzykujący koledzy. Na piętrze domu, w którym dziś mieści się pogotowie ratunkowe, rozbrzmiewała wieczorami muzyka, przypuszczalnie kwintet fortepianowy z udziałem p. Bauera, a może p. Feilhauerowej (fortepian), p. Marhuli, lub p. Hennera, adwokata (skrzypce), p. Harlosa, właściciela warsztatu ślusarskiego (altówka), p. Spielera, lub p. Walisza (wiolonczela). Czasem bywali to tylko dwaj skrzypkowie, jak J. Duś i Teodor Śliż, gdzie indziej flet, skrzypce lub wiolonczela przy fortepianie np. u p. Marii Klimkówny, p. Feilhauerowej, lub u Wiktora Spitzera (który kiedyś oferował udzielanie lekcji gry na fortepianie, jako „uczeń ucznia" mistrza Paderewskiego), a w czasie wakacji letnich dużo muzyki było u p. Poćwierza, w tej sytuacji, pianisty.

 

Legendarna sława otaczała p. Silzera, skrzypka wirtuoza, który rzadko wracał z artystycznych wojaży do rodzinnego Skoczowa. Był ponoć nadwornym skrzypkiem księcia na Madagaskarze.

 

Skoczowscy muzycy nie uznawali bowiem barier politycznych, ani wyznanionych. Wspólnie koncertowali Polacy, Niemcy i Żydzi. Ta harmonia została zakłócona z końcem lat trzydziestych, kiedy prądy skrajnie nacjonalistyczne w Niemczech, zaczęły ogarniać również skoczowskich Niemców. Szczególnie uwydatniło się to w 1938 r„ kiedy „Mannergesangverein" obchodził jubileusz 60-lecia istnienia. Odbył się duży zjazd bielskiego okręgu niemieckich chórów. Uczestnicy paradowali w białych pończochach, tyrolskich portkach i kapeluszach, demonstrując swoją niemiecką postawę.

 

Obok zespołów kameralnych znaczną pozycję zajmowały orkiestry dęte. Gry na instrumentach dętych uczono się w orkiestrach wojskowych lub przez podpatrywanie muzyków kapeli, której przewodził przez długie lata popularny, jak Warcęga, wesoły p. Michalczyk. Po nim objął kierownictwo kapeli p. Boczek, a później Wentrubowie. Ta kapela dęta, około 12-osobowa, obsługiwała pochody w uroczystości państwowe a także festyny na Górnym Borze, nad Wisłą, w ogrodzie hotelu „Pod białym koniem", wesela i pogrzeby oraz procesje do Bielowicka i Nierodzimia.

 

Już za austriackich czasów, tak i w latach międzywojennych wspaniałym wydarzeniem artystycznym bywała tzw. „Platzmuzyka", gdy na ukoronowanie poważniejszych ćwiczeń wojskowych zjawiała się na rynku orkiestro cieszyńskiego pułku, ustawiała się kołem i dawała godzinny kocert marszów, różnych uwertur, tańców i wiązanek melodii operowych.

 

Po II wojnie św. godność generalnego inspektora orkiestr wojskowych piastował skoczowianin, pułkownik Paweł Kuczera, pianista, organista, kapelmistrz.


Przed wynalezieniem i rozpowszechnieniem radia, skoczowianie mieli ograniczone możliwości słuchania muzyki. Szkoła uczyła śpiewu, niektórzy nauczyciele pomagali chętnym uczniom w nauce gry na skrzypcach. Zdolni i ambitni uczniowie dojeżdżali do Cieszyna, do bardzo dobrego skrzypka pedagoga Zenona Pogrobińskiego. Nieliczne rodziny posiadały fortepiany, nauki gry udzielano w domach. Z Ustronia dojeżdżała przez wiele lat p. Grylewiczowa. Amatorom niedzielnych popołudniowych spacerów przygrywała w sali restauracji Dybilasa w Harbutowicach prawdziwa szafa grająca. Różna była wartość tych skoczowskich spotkań z muzyką. Porównując je jednak z dzisiejszymi dyskotekami, wspominamy je z odrobiną rozrzewnienia.

 

Artykuł pochodzi z „Kroniki Skoczowa” 1990,nr 7 udostępnionej dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.