Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Zaloguj się
Jesteś nowy na OX.PL?
Służebnica Pańska
Dział:

Jarodan B.

Służebnica Pańska

 (w 40-lecie zaczątku pisania sagi rodzinnej „Dziedzictwo”)

Ponieważ częste powtarzanie jest najskuteczniejszą metodą zapamiętywania, przeto na początek moich komplikacji myślowych niech będzie przypomnienie, że (idąc śladem kalendarium Mirosławy Pałaszewskiej) -

Zofia Kossak urodziła się w r. 1890 w Kośminie na ziemi Siedleckiej (bliższe dane podaje powieść „Trembowla", że w r. 1910 przeniosła się wraz z rodzicami (Tadeuszem i Marią z d. Kisielnicką) na Wołyń do Nowosielec, (o czym wiele szczegółów dowiadujemy się z „Pożogi"), gdzie po studiach malarskich w Krakowie i Genewie w r. 1915 poślubiła Stefana Szczuckiego, administratora miejscowego majątku.

Dworek w Kośminie, w którym urodziła się Zofia Kossak - obecnie Szkoła Podstawowa im. Z. Kossak

W rok po ślubie urodził się syn Juliusz, w roku następnym Tadeusz. Po śmierci męża we Lwowie przenosi się Zofia z dziećmi na Śląsk Cieszyński, do Górek Wielkich, by w zakupionym przez rodziców majątku zamieszkać odtąd na stałe. Tu umiera starszy Julek jako uczeń góreckiej szkoły i spoczywa na miejscowym cmentarzu (1926). Odtąd rozpoczyna się jej akcja pisarska. Wznowiono „Pożogę" (1923) i wyszła opowieść religijna o cudownym obrazie kodeńskim, po czym pisarka przechodzi do tematyki cieszyńsko-śląskiej, by wrócić po kilkunastu latach do spraw, które ją od dawna nęciły. Ale nie uprzedzajmy faktów.

 

II. Ponieważ drugi mąż Zygmunt jako oficer sztabowy częściej przebywał w Stolicy niż Górkach, na Zofię spadł cały ciężar utrzymania domu wraz z wychowaniem dzieci. A równocześnie garnęła się do pracy literackiej. Postanowiła powołać sobie opiekunkę dla trojga swych dzieci. Nie wiadomo za czyją poradą zwróciła się do ks. seniora Kulisza w Cieszynie, będącego równocześnie kierownikiem sióstr diakonis w Dzięgielowie. Ks. Kulisz spełnił jej życzenie. Przybyła do Górek Maria Pietroszkówna z Wisły. Urząd swój pełniła przeszło dwa lata (1926-1928), skąd odeszła 1 do sanatorium w Bystrej jako pielęgniarka. Z żalem ją Zofia żegnała a wobec swej siostrzenicy w Warszawie taką wydała o niej opinię: „Nie mam słów dla jej dobroci, pracowitości, umiejętności i miłego sposobu bycia". Zaś do ks. Kulisza napisała m. in.: „Pozwalam sobie serdecznie i gorąco podziękować za zacną i dzielną wyręczycielkę i opiekunkę dzieci jaką miałam w siostrze Marii. Nie mam dość słów dla jej dobroci, pracowitości i miłego sposobu bycia. Dzięki temu mogłam pozostawić dzieci jej opiece, ukończyłam nareszcie większą pracę, nad którą ślęczałam od półtora roku („Złota wolność" - JB) i zabieram się do nowej, tym razem o Śląsku Cieszyńskim („Kłopoty Kacperka")". Ale węzły przyjaźni z Marią zamężną potem Adamaszkową przetrwały długie lata. Maria nieraz zaglądała do Górek, by widzieć się z rosnącymi dziećmi Zofii i przywoziła im miód ze swego ogrodu, zabierając nieużywaną już odzież dla dzieci w dzięgielowskim zakładzie.

Kiedy Marii Pietraszek nie stało, angażowała sobie pani Zofia pomocnice do dzieci z dziewcząt góreckich, z których nie była jednak zadowolona.

Bliższą znajomość zawarła też Zofia z żoną ks. Franka z Wisły, już w okresie powojennym. Obie rodziny odwiedzały się wzajemnie w latach powojennych. Z. Kossak przez ks. Franka przysyłała swej córce Ani do Szwajcarii nowo wydawane książki, bądź wiślane smakołyki. Odwiedzały się też corocznie z okazji świąt czy imienin. Spotykała się Zofia nadto z wieloma ewangelikami naszego Śląska Cieszyńskiego, do których należeli ks. Oskar Michejda w Cieszynie, ks. Lasota w Jaworzu, Jan i Andrzej Wantułowie z Ustronia, dr Ondrusz z Darkowa czy Rudolf Dominik z Jaworza. W rozmowach z nimi konfrontowała swe zdobyte wiadomości o innowiercach .

Już w „Złotej wolności" stawała w obronie braci polskich, ale kiedy zżyła się z ludnością Ziemi Cieszyńskiej i przeświadczyła się o zgodnym współżyciu wyznaniowym, śmiało mogła napisać, że „ewangelicy siedzieli od wieków u stóp Beskidów, odrębni i dalecy od racjonalizującego protestantyzmu niemieckiego, a raczej w prostej linii dziedzice dawnych arian, brzydzących się przelewem krwi a głoszących braterstwo i równość karmazyna z chłopem" - i dalej: ...„przechowywali tradycje swego nieukoju wiary i życia według ewangelii. Pozbawieni poparcia, odpierali wytrwale zakusy niemieckie, dzierżąc, oburącz swą polskość zaklętą w starych postyllach...".

Ale to nie jedyna tak śmiała wypowiedź w tamtych czasach o ewangelikach śląskich. W „Skarbie śląskim" (1937) czytamy: „Utarło się w całej Polsce przekonanie, że co ewangelik to Niemiec, a Polakami są tylko katolicy, a tymczasem u stóp Beskidów od kilkuset lat siedzą ewangelicy , mogący być wzorem polskości... Ks. Franciszek Michejda, głowa kościoła ewang. na Śląsku powtarzał: Nie jesteśmy wiary niemieckiej, lecz wiary Modrzewskiego czy Reja. Nie pragniemy nawracać Polaków - katolików, ale chcemy być tylko cząstką naszego narodu..." (s. 87-90).

A jak tłumaczyła sobie Z. Kossak to przywiązanie ludu ewangelickiego do polszczyzny?

- Temu dążeniu - pisze w „Nieznanym kraju" - sprzyjał bieg wypadków. Gdy w kontrreformacji skonfiskowano ewangelikom kościoły i szkoły i wypędzono księży, zostały tylko książki, stare polskie książki. Te chroniono jak najcenniejszy skarb... Lubują się nasi w książkach. Nieraz do trumny każą sobie kłaść Biblię. Stąd też zrodziło się przysłowie: Twardy jak luter spod Cieszyna".

Za to przywiązanie do polskości i wiary swych przodków czuła Zofia sentyment do Cieszyniaków.

Pokusiłem się sam w czasie jednego ze spotkań o wypowiedź Jej na temat różnowierców w Polsce. Odrzekła bez dłuższego wahania:

„- Sprawa ta zajmowała mnie, odkąd zaczęłam myśleć samodzielnie. Osobiście zetknęłam się z ewangelikami w grupie skupionej dopiero po osiedleniu się na Śląsku. Była to wspaniała rodzina Michejdów i ich bliskich. Poważniejsze studia nad protestantyzmem w Polsce rozpoczęłam w Górkach w czasie pisania „Wielkich i małych", potem „Złotej wolności". Nie ma chyba dwu zdań co do tego, że wkład ich do kultury polskiej jest bogaty, poważny i postępowy".

 

III. Zofia Kossak opuściła Górki w przeddzień wybuchu wojny z Niemcami. Nie pojechała do Warszawy, bo męża już tam nie było, ale z matką i dziećmi udała się do dworku Sadowskich w Górze nad Pilicą. W październiku przedostała się do Warszawy, co paręnaście dni zmieniając nazwisko i mieszkanie, by nie zdradzić się jako autorka i współredaktorka prasy podziemnej antyniemieckiej i jako organizatorka Komitetu Pomocy Żydom. Pomoc prześladowanym dzieciom żydowskim okazywała nie tylko w Stolicy, ale na swym nieodłącznym rowerze docierała do odleglejszych okolic za warszawskich, gdzie tworzyła coraz nowsze ośrodki. Wydana w zeszłym roku udokumentowana książka o jej okresie warszawskim-wojennym przytacza szereg mrożących krew w żyłach wypadków. Przypomnę tylko jeden:

„Był rok 1942. Przeprowadzała z Powiśla na ul. Śniadeckich żydówkę. Witold z nią prowadził jej męża, zaś Anna córka, swą rówieśnicę. Boże, jakże się bałam o swe dzieci..." Kiedy indziej potrafiła jechać na rowerze do samego Krakowa, aby przywieźć do Warszawy osierocone żydowskie dziecko. Doprowadziła też parę żydowskich dzieci na góreckie Buczę, by je tam ukryć przez czas najgroźniejszy.

Ale wszystko ma swój kres. Końcem września 1943 została ze swą łączniczką Marią Tomaszewską aresztowana kiedy przenosiły bibułę i osadzona w Pawiaku, skąd początkiem października przywieziono ją do Oświęcimia. O pobycie obozowym mówi jej pamiętnik „Z otchłani". W kwietniu 1944 przywieziono ją z powrotem do Warszawy, gdzie miała zostać stracona. Ale przed samym wybuchem powstania warszawskiego została zwolniona, nie wiadomo dotąd za czyim wstawiennictwem. Zaraz włącza się z dziećmi w wir walki, a po powstaniu wyjeżdża do Częstochowy, gdzie u rodziny Birkenmajerów pisze na gorąco swe wspomnienia obozowe.

W czerwcu 1945 (już po wojnie) zostaje wezwana do ministra Bermana, który zaleca jej bezzwłoczny wyjazd za granicę jako delegatce polskiego PCK. Przez Szwecję dostaje się do Anglii, gdzie przez 12 lat przebywa na „politycznym zesłaniu". Zamienia się z konieczności w wiejską gospodynię fermy gospodarczo-hodowlanej w Trossel (Kornwalia). Zapomina o doznanej krzywdzie, ciesząc się, że może tu żyć z mężem i dziećmi przez pełnych 12 lat. Cieszy się i z tego, że w wolniejszych chwilach może spokojnie wrócić do pisania. Powstało wtedy „Przymierze" (powieść o Abrahamie) oraz 1 tom sagi rodzinnej Kossaków pt. „Dziedzictwo". Resztę dopełnia po powrocie do Górek w r. 1957.

 

IV. Jaką była Z. Kossak w życiu codziennym?

Jej przyjaciółka, Sadowska tak ją scharakteryzowała: „Dla mnie była niespotykanym przykładem harmonii, zgody absolutnej wiary i światopoglądu z całym tokiem. We wszystkich okolicznościach, w których ją widziałam, myślałam: oto wzór prawdziwego chrześcijanina!" (1985)

Harcmistrz Kamiński zwrócił uwagę na inne jej cechy osobowości, pisząc: „Była człowiekiem pól i lasów, ogrodów owocowych, domu rodzinnego. Przeżywała krajobraz, emocjonowała ją ziemia i to, co na tej ziemi żyje. Odczuwała też satysfakcję z pracy własnych rąk... Nigdy nie mówiła niczego złego o swych bliższych i dalszych znajomych".

A jej sąsiadka konspiracyjno-obozowa M. Tomaszewska „Ciotka była najdzielniejszą z dzielnych, mężnie znosiła wszystkie trudności i niewygody, nic nie tracąc ze swego człowieczeństwa, ale jeszcze je jak gdyby rozwijając. Promieniała uśmiechem, pogodą i życzliwością dla wszystkich bardziej czy mniej znanych i zupełnie nieznanych."

Dla większości z nas była pisarką dla każdego pokolenia typu tych, których zaliczano do laureatów Nobla. Pisała bowiem o sprawach ludzkich z chrześcijańskiego punktu widzenia i umiała opis życia ludzkiego połączyć z życiem otaczającej człowieka przyrody.

Przed przeszło 30 laty krytyk literacki Wacław Sadowski zaliczył ją do grupy polskich pisarek katolickich, ale wydaje mi się, że to niepełna ocena. Z. Kossak spędziła przeszło połowę życia na Śląsku Cieszyńskim i tu została pochowana, bo tak sama chciała. Tu poznała lepiej niż w Warszawie czy gdzie indziej złożone dzieje ludzi pracy. Umiała zgodnie współżyć w środowisku zróżnicowanym wyznaniowo i ocenić wysiłki każdego. Znalazło to też odbicie w jej pisarstwie czy epistolografii' spod słonecznego Beskidu. Należy więc uznać ją za pisarkę nie tylko katolicką ale w szerszym stopniu za pisarkę w pełni chrześcijańską o cechach chrystologicznych, nie konfesjonalnych.

V. Na zakończenie kilka myśli wybranych z twórczości.

1. Pisarz w pełni może służyć tylko tam, gdzie żyje jego naród .

2. Człowiek rodzi się dla służby, żyje dla służby i umiera w służbie. Może służyć Bogu, może czartu, a może sam sobie. Najgorsza to ostatnia służba (Krzyżowcy)

3. Chrześcijaństwo to opieka nad dzieckiem i matką nad wszystkim co stare i słabe. To sprawiedliwy rozdział dóbr. To jedyny lek na boleści życia (j. w.)

4. Żaden poryw czy poświęcenie niczego nie zdziałają jeżeli się wprzódy nie da ludziom jeść (j. w.)

5. Prędzej w najuboższej kapliczce Bóg wysłucha prośby i zdrowie przywróci niż - w Rzymie... Są tam potężne bogi pychy i korupcji, ze wszystkich demonów najzłośliwsze i do zwalczania najtrudniejsze (j. w.)

 

Kalendarium pochodzi z „Kalendarza Miłośników Skoczowa” 1997, udostępnionego dzięki uprzejmości Towarzystwa Miłośników Skoczowa.